Proponuję podrążyć temat Partit i Sonat na solo skrzypce (niech będzie to także w przypadku Suit na Wiolonczelę Solo) i zasugerować wstawianie tekstów bądź ciekawych linków traktujących o tej niezwykłej, wspaniałej i przepięknej muzyce. Podoba mi się zawsze obserwowanie zdziwienia i zachwytu znajomych którym czasem przegram te Partity, że tak bogata i piękna może być muzyka grana przez same skrzypce.
Oto co Albert Schweitzer w swej znanej książce o Bachu napisał o tych kompozycjach i instrumencie:
"Układ sonat i partit jest taki, że po każdej sonacie następuje partita. I w obu nie wiadomo, co najbardziej podziwiać: bogactwo inwencji czy też śmiałość w uzyskiwaniu na skrzypcach polifonii. (...) Z jednego tylko tematu wyczarowuje Bach cały świat. Wielu rzeczy w tych sonatach nawet najlepszy skrzypek nie odda bez pewnej szorstkości. Przykro rażą zwłaszcza arpeggiowane akordy. I nawet najdoskonalszy kunszt nie zdoła usunąć pewnego niesmaku. Arpeggiowana gra polifoniczna zawsze pozostanie dziwolągiem. Zatem usprawiedliwione jest pytanie, czy Bach w tych swoich kompozycjach nie przekroczył granic tego, co artystycznie możliwe. Postąpiłby wtedy wbrew własnym zasadom, ponieważ na ogół zawsze stara się powierzać każdemu instrumentowi takie tylko zadania, których rozwiązanie gwarantuje czystą satysfakcję dźwiękową.
Ostatnio wydaje się, że tradycje epoki Bacha zdołają nam tu wyjaśnić pewne sprawy. Arnold Schering, jeden z najbardziej aktywnych współczesnych badaczy Bacha, przytacza w interesującym artykule kilka miejsc z dawnych dzieł, wskazujących na prawdopodobieństwo, że dawny, łukowato wygięty smyczek, w którym napinano włosie nie za pomocą śrubki, lecz przez nacisk kciuka, utrzymywał się w Niemczech aż do czasów Bacha. Płaski, mechanicznie napinany smyczek włoski, poprzednik naszego obecnego, znany był zapewne również w Niemczech od początków XVIII wieku, lecz powoli dopiero wypierał smyczek dawny. Skrzypek niemiecki z epoki Bacha mógł więc dowolnie - to mocniej, to znów luźniej napinać włosie smyczka. Akordy, które dzisiejsi wirtuozi wydobyć mogą tylko z trudem i zawsze raczej nieładnie, odrzucając smyczek na niższe struny, jemu żadnych nie przysparzały kłopotów: rozluźniał po prostu włosie, tak że wyginało się ono łukowato nad cienkimi strunami. Tym też tłumaczyć należy fakt, że Niemcy uprawiali wielogłosową grę na skrzypcach, której Włosi prawie nie znali. We Włoszech już z końcem XVII wieku przyjął się prosty smyczek i czysto mechaniczne napinanie włosia. Smyczek ten pozwala na grę polifoniczną tylko w ograniczonym zakresie, ponieważ w czasie gry nie można go już rozluźnić, włosie zaś, jeśli się je rozluźni, nie może wygiąć się nad strunami, lecz zostaje do smyczka przyciśnięte. Natomiast w dawnym smyczku niemieckim, którego drzewce nie było proste, odległość pomiędzy włosiem a samym smyczkiem była dość znaczna.
Ostatnim przedstawicielem gry akordowej na skrzypcach był mistrz skandynawski, Ole Bull (1810-1880). Jego podstawek był całkiem płaski; smyczki swoje kazał konstruować tak, aby drzewce smyczka oddalone było znacznie od włosia. Interesujące, iż Bun utrzymywał zawsze, że nie wprowadził nic nowego, lecz reprezentuje dawną sztukę skrzypcową. W swoich sonatach na skrzypce solo nie żądał więc Bach niczego niemożliwego czy choćby tylko niezadowalającego od samego instrumentu, lecz tylko od naszego nadmiernie wypukłego podstawka i od naszego niskiego włoskiego smyczka. Aby grać te sonaty tak, jak on je wykonywał, trzeba jedynie za pomocą, pilnika tak zmniejszyć wypukłość podstawka, aby struny leżały niemal na jednej płaszczyźnie, i mieć ponadto smyczek, w którym żabka i główka tak będą skonstruowane, iż włosie może wygiąć się w kierunku drzewca, nie dotykając go jednak. Jeszcze lepszy jest smyczek o nieco wygiętym drzewcu.
Skrzypkowie z pewnością dojdą z czasem do tego, aby grać znowu Bacha właśnie tak, zgodnie z jego stylem. Kto choć raz słyszał akordy Chaconny grane bez niepokoju i bez żadnego arpeggiowania, nie może już wątpić, że jest to jedyny słuszny i artystycznie całkowicie zadowalający rodzaj ich odtwarzania. Oczywiście technika gry przy użyciu słabo napiętego smyczka będzie całkiem inna. Pociągnięcia wyłącznie "skaczące" trzeba tu wyeliminować. Ale także dźwięk ulega zmianie. Staje się dziwnie miękki. Gdy zagramy akordy smyczkiem całkowicie rozluźnionym, otrzymamy prawie organowe brzmienie, odpowiadające mniej więcej miękkiemu salicjonałowi. Piękno dźwięku należy więc okupić utratą siły brzmienia. Już Ole BulI musiał nieustannie wysłuchiwać zarzutu, że dysponuje bardzo słabym tonem".