Mnie korci, żeby skomentować grzechy 3/4:
"Żeby jednak można było mówić o odsłuchach sprzętu i słuchaniu muzyki (odsłuchujemy sprzęt po to, aby jak najlepiej usłyszeć muzykę), trzeba mieć czego słuchać. Mówię o nagraniach: płytach lub plikach (ew. taśmach i kasetach). W tym ujęciu nośnik nie ma najmniejszego znaczenia"
i dalej...
"myślę, że każdy zakochany w dobrze odtwarzanej muzyce powinien powoli, krok za krokiem, budować swoją kolekcję płyt, albo nagrań. "
Z całym szacunkiem dla autora (rozumiem, że tekst skierowany jest do początkujących audiofilów) ale powyższe tezy to klasyczna wata słowna, banalne oczywistości z gatunku: żeby grać w piłkę nożną należy zaopatrzyć się w piłkę nożną oraz odpowiednie obuwie.
"Wykształcony meloman-audiofil, to taki, który dużo czyta, zarówno teksty poświęcone produktom audio, jak i muzyce. Naprawdę wykształcony meloman to jednak taki, który dużo czyta, ale jeszcze więcej słucha. Zarówno w domu, przy pomocy systemu audio, jak i w czasie koncertów (o koncertach przy grzechu nr 5). Audiofil bez kolekcji płyt nie jest melomanem, a gadżeciarzem."
Tutaj należałoby bardzo wyraźnie zaznaczyć, że jeśli autorowi wydaje się, iż dwie sfery - szeroko pojętej fascynacji muzyką (zainteresowanie praktyczne, teoretyczne, aktywność koncertowa, kolekcje nagrań itd.) oraz audiofilizm (czyli fascynacja sprzętem odtwarzającym, porówanania, testy, żonglerka, wymyślne audio-akcesoria) ptrzenikają się wzajemnie, uzupełniają, albo zależą od siebie - jest (autor) w wielkim błędzie, i należy mu to dobitnie uświadomić.
Prawdziwa fascynacja muzyką nie ma nic wspólnego ze sprzętem, który ją odtwarza. I nawet jeśli zadamy sobie jakiś tam określony trud, żeby sprzęt, który mamy na stanie grał nam muzę najlepiej jak się da, jest to (powinien być, w przypadku zdrowego zainteresowania muzyką - nie gadżetami audio) zabieg jednorazowy, czasowo ograniczony, mający swój początek i koniec. Dokładnie tak samo jak początek i koniec ma proces wybierania nowej pralki, lodówki, telewizora czy samochodu. (W każdym z w/w przypadków na możliwie najlepszej jakości owych sprzętów zależy nam przecież równie mocno.)
Audiofil, z mojego punktu widzenia, to GADŻECIARZ, a kolekcja płyt nie zmienia tu absolutnie niczego. Gadżeciaż z trzema płytami jest oczywiście nieporównywalnie bardziej godny pożałowania niż gadżeciaż z kolekcją, ale jeśli obu łączy zamiłowanie do bezproduktywnego grzebania się w zabawkach audio - obaj to tacy sami gadżeciarze. Kropka.
Sfera emocji wynikających z obcowania z muzyką to świat leżący gdzieś daleko od audiofillizmu i do owej gadżeciarskiej fascynacji sprzętem, choćby punktowo, nieprzystająca.
P.S.
Kocham podróże, uwielbiam zwiedzanie, przesuwające się krajobrazy, drogi, kolory, zmieniające się widoki, barwy, odcienie, zapachy. Żeby komfortowo się tym wszystkim, co kocham, raczyć, zaopatrzyłem się w dobry samochód, ale ów samochód jest co najwyżej niezbędnym środkiem do realizacji wakacyjnych celów, a nie celem samym w sobie. Jeśli się automobil zużyje lub odmówi posłuszeństwa wymienię go na inny. "I tyle" (jak w reklamie)