3. Opis brzmienia.
Teraz będzie stricte o dźwięku AKG K1000 na zasadzie ogólnego scharakteryzowania. Jak już to było nieraz wspominane, granie AKG K1000 ma przypominać głośniki. No i przypomina, jak już pisałem, w pomniejszonej skali. Do tego trzeba się umówić, że jest to pomniejszony dźwięk niedużych głośników podstawkowych ze względu na zejście basu. Bas K1000 ma bardzo dobry kontur i fakturę, ale wypełnienie najniższego rejestru jest prawie żadne lub żadne. Jak dojdzie do głosu instrument z niskim fundamentem, to będziemy słyszeć głównie jego artykulację. Duży bęben nożny, najgrubsze rury organów lub wielkie kotły tylko stukną lub zafurkocą alikwotami. Z organami to w sumie żadna wtopa, bo ton 33Hz jest niesłyszalny także na Grado GS1000, a często też słuchawkach, które by go odtworzyły, gdyby im tylko wzmacniacz na to pozwolił. Przenoszenie niskiego basu wymaga pewnych inwestycji w sprzęcie, albo inaczej - jak się podkopie nieco basowy fundament, to można przy okazji zaoszczędzić - pieniądze i gabaryty na przykład. Fizyka jest nieubłagana - zależności między minimalną średnicą przetwornika, a odległością od ucha określają próg częstotliwościowy, poniżej którego wygenerowanie fali dźwiękowej jest nieefektywne. Taka słuchowa odmiana perspektywy - AKG 3cm od uszu to jak monitorki 3m od słuchacza. :) No ale zostawmy te utyskiwania na rzecz sporadycznie istotną, gdyż pewnie ponad 90% płytoteki słuchałbym bez wrażenia odarcia z części wrażeń, i skupmy się na tym co słychać. A kontrabas słychać jak dla mnie już całkiem satysfakcjonująco. Przede wszystkim bas jest w pełni kontrolowany - kontur, faktura, frazy - wszystko podane akuratnie. Grado PS1000, jedne z lepszych pod względem basu słuchawek, wypadają na instrumentach strunowych w zakresie basu jak lekko wzbudzające się. Bas na nich musi zawarczeć, kiedy jego fraza całkiem rozkwitnie. Samo się to nie ujawnia, ale AKG K1000 na takie coś wskazują. Jeden znajomy określił to jako granie przez rurę. Metallicę słucha mi się przez Grado lepiej, ze względu na znacznie większe dociążenie dołu pasma, ale na AKG i tak tego typu muzyki słucha się zaskakująco dobrze. Jest drive i energia, a perkusja wyraźnie rozrysowana.
Pisząc o rozwiązaniach akustycznych w AKG K1000 marudziłem na głos Jamesa Hetfielda, że pojawiało mi się ocieplenie zakresu samogłosek u niego wskutek interakcji między przetwornikiem, a moją głową. Trzeba tu zaznaczyć, że słuchawek używałem tylko bez wewnętrznych sitek osłaniających przetwornik, a z nimi słuchałem tak dawno, że nie pamiętam czym się to różniło, a poza tym inne sprzęty towarzyszyły wówczas K1000. Tak z pamięci to tylko mogę strzelić, że ze wzmacniacza GainStage 2 był dźwięk chyba ogólnie cięższy, ale nie taki wycyzelowany. Zajmijmy się jednak dalej średnicą AKG w kontekście głosów ludzkich. Wykonania operowe brzmią bardzo przekonywająco. Po pierwsze ze względu na scenę, która przy optymalnym ustawieniu przetworników buduje się dookoła głowy, a przynajmniej od lewa poprzez wszystkie kąty przed oczami aż po prawo. W całym tym zakresie mamy wspominaną już nie raz trójwymiarową i cielesną holografię źródeł, do tego na całej przestrzeni kątowej można obserwować plany muzyczne. Przykładowo - Grado PS1000 lubią budować plany głównie na boki, a Ultrasone Edition 10 chętnie do przodu, a separację lewo-prawo mają bardziej umowną i rozmytą. Raz nawet zgłupiałem, czy aby kanały nie są w torze zamienione po tym, jak mi Ultrasone postawiły melotron w dziwnym miejscu, zupełnie gdzie indziej niż Grado lub AKG, ale o tym będzie w kolejnej porcji wrażeń więcej. Miało być o głosach. No więc wokale mają dużo energii i wibrato. Nie biją rekordów złożoności fakturowej, ale w chórach potrafią być dobrze rozseparowane i grać jakby indywidualną energią. Nie ma obaw, że wyjdzie z tego jakaś "ściana płaczu". Indywidualne partie wokalne zwłaszcza nagrane techniką stereo są bardzo atrakcyjne w odbiorze, a moja dygresja o przestrzenności wzięła się właśnie w ich kontekście. Opera jest operą, gdyż holografia K1000 pozwala dobrze oddać ruch sceniczny. Opera to nie chór parafialny, artyści chodzą, kręcą się, są bliżej lub dalej, i to słychać. Efekty śpiewania nagle pod innym kątem względem mikrofonu, naturalny ruch ciała, zamieniają się w dźwiękowy obraz życia. Jak się komuś marzą zmysłowe, gęste, syropowate bądź pluszowe wokale damskie, to AKG K1000 nie są dla niego. Tu jest nacisk na barwę, ale w sensie tonu podstawowego i ogólnej intonacji oraz artykulacji. Żadnych efektów specjalnych śpiewania jakby półszeptem, itp. O osuszeniu też nie ma mowy, bo wokal ma swoją wagę i masę w dźwięku. Jest ona skupiona głównie w energii, a nie niepotrzebnych ornamentach. Te ostatnie powinny być miarą dobrego artysty, a nie sprzętu. No chyba że sprzęt nie pozwala artyście pochwalić się unikalnymi możliwościami, wtedy taki sprzęt tym bardziej jest do bani.
Energii na średnicy w K1000 jest dużo. Więcej niż na którychkolwiek słuchawkach Grado. Nie wiem czy to tylko kwestia interakcji akustycznej, czy czegoś jeszcze, ale jest tak, że w barwie dźwięku AKG gromadzą większy ładunek. Być może to właśnie powoduje, iż po przesiadce na PS1000 odbieramy je jako lekko zszarzałe w barwach, a może znowu to, iż PS1000 to chyba najlepsze mi znane słuchawki do odczytywania tekstury dźwięku, jego mikro-obrysu, krawędzi i ich zakończeń. Jest tego tyle, że można je wpiąć do sprzętu grającego bardziej bajkowo i impresjonistycznie, i wciąż niczego nie brakuje. Pełna satysfakcja w ujęciu całościowym. Brzmienie przesterowanych gitarach jest dokładniej opisane na Grado niż AKG. Możliwe, że odbieram to tak, gdyż w tych dźwiękach ich faktura jest dla mnie czymś szczególnie interesującym, a barwa uważam, iż powinna być uzupełnieniem. Co innego w solówkach, tu jest dla mnie remis, i mogą to być też solówki jazzowe. Szybkość dźwięku z AKG K1000 jest jedna z lepszych. Z Grado modele od RS1 w górę mogą startować i dotrzymać kroku, z innymi słuchawkami nie porównywałem, ale Beyerdynamic T1 już nie bardzo. Co innego Edition 10 - ja te słuchawki odbieram jako o klasę szybsze (ach, te forumowe metafory) od wszystkiego, co do tej pory słyszałem. Wkładam po nich K1000 na głowę i... o cholera, ale zwolniło. Na Grado PS1000 ten sam trucht zamiast galopu. Czasami dobrze jest nie mieć tych Ultrasone.
Środek pasma jest także ważny dla małych składów. Wpiąłem K1000 puszczam kwartety Haydna i pogłaśniam powoli. Akurat musieli Ci muzycy teraz przyleźć pod dom, kiedy słucham?! Na wsi u kolegi to jest dobre, że otworzysz okno i dalej cisza w domu, ale te swojskie klimaty... Nie było żadnej kapeli pod oknem. Ogłupienie realizmem prezentacji trwało chyba z kilka sekund aż rozpoznałem znajome partie melodyczne. Muzyka mechaniczna w małych składach brzmi jak na żywo! Najlepsze oszukanie mojego słuchu, jakie się udało sprzętowi grającemu kiedykolwiek. Wszystko było takie naturalne, obecne, pasujące do otaczającej mnie rzeczywistości. Zdarzało się tak na innych słuchawkach, ale przeważnie krótko i za pomocą pojedynczych instrumentów, a tu proszę - wszystko się wdarło w świat realny. I to jeszcze na torze, który uznaliśmy z kolegą za mniej rozdzielczy. Nie powtarzałem tego numeru z drugim torem, bo i po co? Ja już wcześniej zaobserwowałem u siebie, że K1000 z jednej strony są wymagające, ale z drugiej, np. w aspekcie naturalizowania przekazu, to nawet lekko wyciągają sprzęt za uszy. Wspominałem chyba o tym, ale napiszę - wszystkie odsłuchy nie licząc ostatnich dni dawały mi obraz K1000 jako w większości kategorii lepszych o klasę lub więcej od reszty wynalazków dynamicznych jakie znam. Elektrostatycznych być może też, choć Orfeusz to jest król na swoich włościach raczej nietykalny. No i tak mi się to zawsze skalowało "na przestrzeni kat", że K1000, potem spory kawałek nic, parę lepszych modeli, dalej peleton. No ale jak tak poskładałem taki naprawdę mocno przeźroczysty tor, wliczając w to kable, to największy zysk zrobił się na Grado PS1000. Pierwsze minuty z K1000 u mnie rozpoczęły się od wniosku, że góra pasma w AKG, skądinąd potwierdzają to wykresy z pomiarów, ciągnie się swobodnie i całkiem równo nawet dalej, niż moje uszy to wychwycą. Zakładałem Grado PS1000 i było to oczywiste - najwyższe rejestry są w nich tłumione, i to wyraźnie. No ale zamieniam głupi interkonekt, na wcale nie diametralnie lepszy, po prostu bardziej przeźroczysty i uporządkowany, bez "efektów specjalnych", i nagle mamy efekt, że na K1000 rzeczywiście jest więcej samej muzyki, zniknęły "magiczne dodatki" niczego w sumie nie ozdabiające ani inaczej atrakcyjne, a na Grado rozseparowała mi się góra do stopnia, że jej cięcia już tak nie słyszę. Już napisałem, że Grado mi wyglądają na bardziej rozdzielcze w obrysie, ale to nie jest takie proste. Wrzucamy płytkę 24k Gold HDCD i... ojojoj! Jakie te AKG są niedobre! Z Red Booka udają delikatnie wygładzające, puszczają Grado przodem, a tu... biorą pod rękę Beyery T1 i pchają się na pierwsze miejsce podium w kategoriach rozdzielczości wysokich tonów! Z jednej strony mocna rehabilitacja Beyerdynamiców i zrozumienie czemu niektórzy je tak chwalą - gdybym słuchał gęsto nagranej Krallowej oraz samplerów, na pewno miałbym o nich dużo lepsze zdanie, bo takie aptekarskie odważanie muzyki, z dostojną dokładnością i precyzją to im wychodzi, tylko to samo co z AKG - więcej bitów proszę! Biorę PS1000 - wszystko jest, nawet na większej nieco przestrzeni, ale bardziej mi się podobało z AKG. Zamiast tak rozstrzeliwać instrumenty, one stworzyły bardziej kameralną i misterną w swojej złożoności prezentację. Do tego wokal pierwsza klasa pod każdym względem, i ta perkusja! Zawsze marudziłem, że talerzy sprzęt audio grać nie potrafi. No nie wiem...
Dynamika - to mi się teraz przypomniało, a sprawa jest ciekawa. Nagrania pop, rock, itp. o dużym średnim poziomie (czytaj: kompresji dynamiki) słucham jakieś 5 godzin dalej na potencjometrze tego samego wzmacniacza przy wpięciu AKG K1000 niż np. Grado PS1000. No ale jak wezmę nisko skompresowaną dynamicznie klasykę, to różnica spada do jakichś maksymalnie 3 godzin, a raczej dwóch. Czyżbym aż tak musiał dawać w palnik na klasyce i słuchawkach "przyusznych", czy po prostu nie potrzeba tego robić z K1000? Na pewno te grają bardzo dokładnie od najmniejszych głośności, świetnie się z nią skalują. Zupełnie na odwrót niż z np. niewygrzanymi JVC HA-DX1000. Te albo grają głośno, albo udają, że są chore i słabe. Leczenie decybelami ponoć przynosi znakomite efekty. Znowu wrócił temat klasyki, więc rozliczę się z nią do końca - symfonika i duże orkiestry to nie jest ulubiony gatunek AKG K1000 według mnie. Mogą w nich dużo, ale nie wszystko to, czego bym chciał. Na Grado PS1000 wszystko jest większe, potęgi też jest więcej. Orkiestra bardziej mnie ogarnia, co mi lepiej pasuje niż gdy ja małym wysiłkiem wzrokowo-słuchowym ogarniam ją całą. Na PS1000 jest jakiś taki mniejszy dystans do tej potęgi muzycznej. To jest np. ten jedyny chyba aspekt poza basem, gdzie Grado mają bliżej do głośników niż K1000. Te ostatnie wezmę do mniejszych składów akustycznych i wszelkiej muzyki mechanicznej, większości opery, klasycznego jazzu, niektórych gatunków rocka, ale i elektroniki. Słuchałem np. Vangelisa "Albedo 0.39", anno domini 1975. Ta płyta mocno opiera się o barwy dźwięków syntezatorowych, zwiewność, melodyczność, a K1000 pozwalają to swobodnie i skutecznie śledzić. W Grado GS1000 i PS1000 jest pewna wbudowana nostalgia prawdopodobnie poprzez sposób kreowania przestrzeni, pewną perspektywę na obszarze planów muzycznych, a AKG potrafią stworzyć wrażenie nostalgii poprzez swoją otwartość, pozwalającą dobrze oddać ulotność dźwięków, zwłaszcza granych subtelnie. Pasowałoby zacząć podsumowywać, więc tutaj wrzucę pewną swoją myśl, która zrodziła się na przestrzeni rozwijania audiofilskiego hobby słuchawkowego - żeby dobrze oddać delikatność, sprzęt musi mieć zapas energii i dynamiki w sobie, bez dokładności przetworników nie będzie dobrze przekazanej gładkości, a nachalne epatowanie kolorami sprowadza się przeważnie do obcesowego świecenia jednokolorowym światłem. AKG K1000 to słuchawki, które pozwolą poznać tę prawdę, na pewno nie jako jedyne, ale raczej jedne z niewielu.
cdn?