Jeżeli masz na mysli sumaryczną wielkość zniekształcen, ja to rozumiem jako procentową zawartosć harmonicznych. Taki parametr ma znaczenie we wzmnacniaczach, bo poniżej pewnej ich wartosci żadna ich składowa nie może byc na tyle wysoka by słyszalnie wpływac na brzmienie.
W głośnikach zniekształcenia harmoniczne sa wielokrotnie wyższe i w tym przypadku nie tyle ich ogólna zawartość co rozkład i wzrost wpływają na brzmienie. I tu zaczyna sie jazda na kształtowaniu brzmienia, bo gdyby mozna osiagnąć zawartość jak we wzmacniaczach to przestałoby mieć znaczenie rozwazanie słuchowe lepszosci czy gorszości głosników ze względu na zniekształcenia harmoniczne.
A ponieważ jest jak jest, wiec powstaje ogromne pole dla filozofów audiofilskich i bajkopisarzy podniecjaących sie kazdym drogim nawet byle czym. Na zasadzie że jeden woli jak skrzypce grają, a drugi jak mu z butów śmierdzi. I dzieki tak dużemu wpływowi zniekształceń na brzmienie głosników kazdy znajdzie coś dla siebie nawet w takich samych przedziałach cen. A ponadto wyżywi sie całą rzeszę "recenzentów" piszących płatne teksty reklamowe.
Tym niemniej - pomijając ewentualne kształtowanie brzmienia po dupodobania czy zastosowania - przeważajaca większość domowych zestawów głosnikowych dostepnych na rynku - brzmi żle. Ma niepawidłowo ukształtowane brzmienie - zniekształcone barwowo, oraz liczne defekty wynikajace z nieprawidłowego lub celowo pomijanego odfiltrowywania zniekształceń.
Nie wynika to - jak sądzę - z jakiejś niewiedzy tylko z niemożnosci technologicznej, która zmusza do wykorzystywania ułomności konstrukcji w celu kształtowania jej brzmienia. Po prostu producenci robią tak by tanio wyprodukować, trafić w rynek cechami innymi niż brzmieniowe i jak najwięcej zarobić na jak najmniejszych kosztach.
Irytujący jest natomiast fakt lansowania tak wykonanego badziewia. W zasadzie im wiekszy szit brzmieniowy tym mocniejsza reklama audiofilska . I to niezaleznie czy mówimy o produkcie bardzo drogim czy produkcie masowym.
Wspomne tylko epokę lansowania masówki w rodzaju Tannoy M1 i M2 czy AE Aegis One. Do dzisiaj znajdziesz zaciekłych obrońców wspaniałosci brzmieniowej tego badziewia. Produkty teoretycznie masowe ale zbudowane do postawienia na biurku czy szafce nocnej, brzmiace koszmarnie - choć każdy z nich na zupełnie inny sposób. A przedstawiane jako rewelacyjnie tanie wynalazki audiofilskie zestawiane z wielokrotnie droższym od nich sprzętem grajacym.
Na drugim biegunie cenowym sa śmieszne hi-endy i prawie hi-endy, w postaci drogich popierdziawek zrobionych na parze małych głośniczków dynamicznych.
Jeszcze dwadzieścia - trzydzieści lat temu żaden szanujący sie producent głosników domowych nie powiedziałby że jego podstawkowa pierdziawka dwudrożna jest szczytowym osiagnięciem w ofercie - a troche większa to juz moze być sprzedana za cenę samochodu.
Szczyty oferty producentów kończyły sie na zestawach wielodrożnych wielkości szafy. A to dlatego że takich gabarytów i takiej złożoności wymaga fizyka działania głosników dynamicznych. Nie przyszło im wtedy do głowy nazywac hi-endem lub hi-techem czegoś co nie spełniało najwyższej dostepnej doskonałości technicznej w tej dziedzinie.
Teraz sa "Chiny ludowe" w audiofilizmie i rozwinął się zwyczaj zawijania każdego gówna w złotko. Ma być małe żeby więcej weszło w kontener, cienkie materiałowo żeby łatwo przenosić i błyszczące żeby udawało coś wartościowego.