Póki co ostatnich parę dni siedziałem i słuchałem Omeg. Towarzystwo: SRM-717 + Calyx 24/192. Zawsze może być lepiej, ale i tak dałem radę :) Omegi przeszły już swoje pierwsze przepoczwarzenie tracąc, obecny przez pierwsze dwa dni, basowy balon ochronny. Z dotychczasowych doświadczeń z elektrostatami (404 i 507) wiem, że po naprawdę dłuższym czasie zaczynają grać tak, jak będą grały do końca swoich dni, więc jeszcze nie czas na ostateczne rozstrzygnięcia dotyczące sposobu w jaki odtwarzają moją płytotekę. Wstępnie mogę pokusić się o stwierdzenie, że faktycznie są odczuwalnie mniej energetyczne na górze od 507, grają mniej technicznie od wymienionych i... zastanawiam się jak określić bas :)
Zakres ten zawsze w elektrostatach jest mniej lub bardziej problematyczny. Począwszy od 404, gdzie było go troszkę mało, poprzez 507, gdzie wydawał mi się bardziej wysilony, konturowy, ale jednak przycięty z dołu. Podpinałem różne kable (pomiędzy DACem a 717) i za każdym razem było jakoś inaczej. Od rolandsingerowego "uderzania w karton" do czegoś, co określiłbym jako "bardzo dobrze". Problem w tym, że kabelek, z którym było "bardzo dobrze" przy okazji wygasza mi górę pasma. Pomimo tych dość dramatycznych określeń Omeg słucha mi się całościowo przyjemniej niż 507, staram się zatem nie poddawać audiofilskiej nerwicy, choć samo napisanie tutaj tych paru zdań pozostaje w tej konwencji. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że gdy znajdę w wolnym czasie (z tym będzie największy problem...) jakiegoś "idealnego" kandydata na wpięcie między energizera a DACa, to będę mógł zapomnieć o kręceniu nosem. Pamiętam, że onegdaj kolega ductus polecał jakieś budżetowe niemieckie kabelki, Marian miał swojego leciwego Nordosta... to chyba może poczekać.
Dlaczego może poczekać? Ano dlatego, że całościowo słucha się BARDZO DOBRZE* :)
* ...a kompulsuwne doszukiwanie się "wad" tego sprzętu jest objawem czegoś po stronie podmiotu bardziej niż przedmiotu :P