A tam, realizacje, equalizacje, jakość toru... Na przeciętnej płycie 80% KAWAŁKÓW jest do kitu. Coś jak polskie kino według inż. Mamonia. Nuda, złe dialogi, itd. Najważniejsze to dobra melodia, rytm ewentualnie tekst, jeśli występuje, połączenie tych składników. Idąc do góry z jakością sprzętu do góry, wzrasta zawartość procentowa interesujących bądź przyjemnych w słuchaniu utworów. Dobra melodia fajnie brzmi nawet jako dzwonek z telefonu lub gong do drzwi, i nie muszą nawet być polifoniczne. Albo z zegarka elektronicznego, jakie kiedyś dostawało się na pierwszą komunię. Equalizer to już sprawa wtórna, to już jest wydziwianie, wstęp do audiofilii, bo gmera się przy BRZMIENIU. Equalizer nie poprawi rytmu ani melodii, ani nie podstawi mądrego tekstu zamiast głupiego.
Co do zabaw na wyższym poziomie - dobry sprzęt + zła realizacja daje lepszy bilans niż kiepski master na dziadowskim sprzęcie. To jest prosta matematyka, która w wielu przypadkach może zmienić bilans z ujemnego na dodatni, że się chce słuchać zamiast nie chcieć. Ponadto jest zabawa, bo inny sprzęt to inna interpretacja tej samej muzyki. To tak jak ten sam przedmiot oglądać z bliska, z daleka, pod lupą przy oświetleniu halogenami, albo w świetle naturalnym, w ciemności rozświetlonej płomieniem świecy, itp. Jednych to fascynują, inni tego nie rozumieją, ale to nie powód podważać czyjeś dobre samopoczucie. Przykładowo, dla mnie jest niezrozumiałe co przyjemnego może być w paleniu papierosa. Cygaro lub fajkę jeszcze rozumiem, ale pety? Z tego co wiem, trzeba się tego nauczyć - długa szkoła duszenia się, przyzwyczajenia do nieusuwalnego smrodu palców, walki z bólem głowy zanim organizm wejdzie w nałóg nikotynowy, itd. Audiofilia przynajmniej nie jest drogą przez mękę, a przez przyjemność i zachwyty przetykane wątpliwościami i stresami, a do tego znacznie zdrowsza moim zdaniem.
Miłego dnia wszystkim.