>> Piotr Ryka, 2011-04-09 00:52:34
Nie bardzo rozumiem co chcesz mi udowodnić.Piotrze, niefortunnie wykorzystałem fragment Twojej wypowiedzi.
Mój wpis w zamierzeniu był kontynuacją tego, co napisałeś nieco wyżej:"Jakość odtwarzacza bierze się głównie z umiejętności sekcji konwertera D/A, ale jakość sekcji odczytu też ma znaczenie."Na przykładzie budowy mojego sprzętu (trwała i ceniona głowica laserowa, trwały, choć nie najszybszy mechanizm i cała reszta - świetne i znane z bardzo drogich wówczas odtwarzaczy DSP, doskonałej jakości elementy - niezawodnością działania obroniły się same) łatwo już udowodnić tezę, że to, co na wyjściu buduje odtwarzacz, jest silnie skorelowane z możliwościami przetwornika D/A i tym, co do niego wpięto (filtry etc.). Wspomniałem o Accuphase, konkretnie o DP-500. Cena studzi, dźwięk jest bardzo przyjemny. Zasługa układów JRC? I choć nazwa, obudowa mojego (obecnie głównego, bo przerobionego - D/A) odtwarzacza nieco odstrasza a oryginalny przetwornik D/A określić można jako przyjemny w graniu, choć z pewnością jakościowo odstający (również pod względem jego wewnętrznej budowy), to względnie łatwa wymiana przetwornika na wyraźnie lepszy - jest tak łatwo zauważalna.Zastanawiająca jest również jakość wykonania, którą dla starszych konstrukcji utrzymano na tak wysokim poziomie. Twój przykład. Z mojego nadmienię, że 22 letni sprzęt czyta płyty CDR (głowica Sony KSS-210), dla których jeszcze nie tak dawno sprzęt zaopatrzony był w atrybut: "CDR compatible". Polskie pochodzenie ma z moim sprzętem tyle wspólnego, co współcześnie przyjęty model produkcji.Ot, mój głos naprzeciw głosowi vendetty.Posiadam niewielką kolekcję winyli, kilka z tych albumów kupiłem na CD, dla wygody. Reedycje. Miałem z czym porównać, mój znajomy posiada pierwsze wydawnictwa CD tych albumów, przyjemny, dynamiczny dźwięk. To, co prezentują reedycje poważnych wykonawców - jest niemal tak wyraźne w odsłuchu,
jak zmiana D/A w moim cyfrowym gramofonie (kiedyś częściej używano tego terminu... szkoda, fajnie brzmi).Oczy otwierają się dopiero po zanalizowaniu nagrania choćby na Audacity. Clipping i kompresja - nie tak silna jak w przypadku co niektórych, w miarę współcześnie nagranych albumów (choćby Dream Theater), ale w porównaniu do materiału "dziewiczego", ingerencja jest znaczna.Może w tramwaju da się tego słuchać, ale poza - na dłuższą metę zwyczajnie męczy. Posiadacze lepszego niz mój sprzętu zapewne się z tym zgodzą.
Miałem okazję przesłuchać nagrania demo zespołu Marillion, era Fish\'a. Ale to już inna historia, inne brzmienie.A propos kompresji. Wiele lat temu zarchiwizowałem sobie stare, taśmowe analogowe nagrania Budgie. Nagrałem je na typowym wówczas PC, nagrywarki CDR zaczęły się dopiero pojawiać z ceną i jakością, która już nie odstraszała - zwykła, choć przyzwoita karta zintegrowana. Parametry niemal jak w książkowym standardzie dla CD. Wspaniale się tego słuchało, bo oryginał był bez kompresji (albo była ona zrobiona z głową), szum porównywalny z wydaniami AAD, pomimo taśmy - źródła. Pech chciał, że system operacyjny odmówił posłuszeństwa, wraz z nim dyskowy system plików. Byłem zbyt leniwy, by nagrywać wszystko raz jeszcze.Nie słucham zbyt wielu cenionych przez społeczność audiofilską wykonawców, ale poziomy kompresji, z jaką wypuszczane są współczesne, bynajmniej nie popularne, medialnie_promowane albumy, zwyczajnie męczy. Na szczęście nie wszystkie. Bardzo często słucham Magenty. Wokalistka posiada taki głos, że słuchałbym jej nawet, gdyby ich albumy nagle przyjęły postać DM M-ki, choć bez odczuwalnej kompresji się nie obeszło.