Można przemieszczać się na wiele sposobów, m in.:
pieszo - 5 km/h,
samochodem - 200 km/h (tylko w Bundesrepublik Deutschland)
lekkim odrzutowcem - 900 km/h
Jak kogoś stać na prywatny samolot i ma do przebycia długą drogę to z pewnością go użyje. I nieważne czy leci w interesach czy dla przyjemności. Chodząc pieszo zużywamy jedynie buty i trochę własnej energii. Samochód jest już sporo droższy w eksploatacji, no i trzeba go najpierw kupić za niemałe pieniądze. Samolot to samo, tylko 100x drożej. Bez prywatnego samochodu teoretycznie da się żyć a tym bardziej bez samolotu. Czyli jest to jakiś luksus. Zdarza się, że ten luksus nawali i wylądujemy samochodem w rowie albo samolotem w lesie. Ktoś kogo nie stać na zbytki stwierdzi, że głupotą jest wydawanie fortuny na tak niebezpieczne zabawki. Na dodatek pieszo albo komunikacją zbiorową też dotrze do celu za ułamek kwoty wydanej na podróż własnym pojazdem.
Pytanie w jakim czasie i z jakim komfortem. Oczywiście, że jeśli do budowy samochodu lub samolotu użyjemy czystego złota, to w niczym nie poprawi ich komfortu ani osiągów a prawdopodobnie nawet je zmniejszy.
W tym sensie zgodzę się, że wpływ przesadnego wykwintu na brzmienie sprzętu audio jest negatywny albo żaden. Natomiast w limuzynach z wyższej półki nie dziwią mnie specjalnie skórzane, podgrzewane fotele z wbudowanym ekranem DVD i aparatem do masażu karku, wyrafinowane zawieszenie, 8 poduszek powietrznych czy potężne silniki bo to wpływa na na komfort ich uzytkowania, trwałość, prędkość i bezpieczeństwo. Problem polega na tym, że "zapas wykwintu" jaki oferują produkty ekskluzywne jest możliwy do wychwycenia tylko w połączeniu z ich otoczeniem. W przypadku pojazdów będą to drogi, lotniska, paliwo, umiejętności kierowcy i np. warunki atmosferyczne. W przypadku sprzętu HiFi tą rolę odgrywają inne, mniej lub bardziej ekskluzywne, urządzenia lub akcesoria w torze audio. Dla jednych ważniejsze będą kable, ustroje akustyczne i nóżki antywibracyjne dla innych jakość elementów bezpośrednio związanych z generowaniem dźwięku i kształcenie własnego słuchu. Osobiście jest mi bardziej po drodze do tej drugiej grupy ale jak ktoś twierdzi, że gramofon na wypasionych nóżkach lepiej mu gra bo dobrze izolują wibracje podłoża, to jestem w stanie w to uwierzyć. Tak samo jak w wymyślne adaptacje akustyczne za dziesiątki tysięcy, które - na mój dość ograniczony rozum - mogą zrobić sporą różnicę. Czy takie zabiegi warte są swojej ceny zależy od grubości naszego portfela, spodziewanego efektu (najlepiej popartego własnym doświadczeniem) i zdrowego rozsądku. Nie bronię tu recenzentów wypisujacych bzdety o magicznych, audiofilskich półkach ale czasami na problem warto spojrzeć z szerszej perspektywy i zastanowić się czy aby diabeł nie tkwi w szczegółach.