A ja miałem wielokrotnie gęsią skórkę i inne objawy emocjonalnej nirwany ze słuchawek, i to wielokrotnie częściej niż z głośników. Pewnie kwestia systemów, bo jak to inaczej wytłumaczyć?
Bólem większości nagrań jest to, że ścieżki zgrywane są mono, potem się tylko kręci pokrętłem PAN, żeby to wypozycjonować, ewentualnie jakieś czary mary fazą między kanałami, żeby zrobić przestrzennym to, co już za mikrofonem przestrzennym nie było, bo szło mono. Tu rzeczywiście słuchawki nie dadzą ni za darmo.
Skala, potęga - a po co to komu? To się bierze z oddawanej mocy i faktu, że jakaś tam część pasma odbierana jest przez ciało, a nie tylko przez uszy, tyle że to raczej nie dotyczy koncertów i instrumentów klasycznych albo śpiewu. Niech gra zestaw stereo po 100W na kanał realnie, to ile z tej całej mocy pożytkowane jest na słyszenie? Myślę, że z trudem pojedyncze miliwaty uwzględniając, ile ciśnienia akustycznego trafia na błonę bębenka usznego w odniesieniu do całości energii wypromieniowanej przez głośnik. To jakieś bardzo małe ułamki procenta. W słuchawkach ten procent jest rzędy razy większy.
Co do analogii jeszcze - nie musi być wielki ekran, żeby oglądać wielki obraz. Wszystko się sprowadza do umieszczenia odpowiednio układu optycznego względem oka ORAZ właściwego przetworzenia obrazu dla każdego z nich. W latach 70-tych w USA popularne były takie przeglądarki podobne do lornetki, do których się wkładało tarcze z malutkimi slajdami, dla każdego oka ciut inne ujęcie, żeby było 3D. To było takie 3D, że najnowsze plazmy się chowają, nawet te największe, bo one mają mocną głębię 3D, tylko tej rozpiętości właśnie w trybie 3D brakuje. Złe proporcje. Do IMAXa trzeba by pójść, no i wtedy to przynajmniej się rusza, a nie tylko slajdy, tyle że sama zasada działania nie wyklucza oglądania filmu.
Gitara elektryczna prosto z pieca - no przykład pod głośniki optymalny, bo cóż lepiej odegra grający głośnik od grającego głośnika? :) Tu właśnie cała "lipa" masteringu idzie w parze z kolumnami, bo gitara zgrana po kablu z przystawki zamienia się w "gitarę właściwą" w momencie odtwarzania na kolumnach. Natomiast jakby nagrać binauralnie gitarzystę grającego na zestawie z piecem, to w porównaniu do słuchawek głośniki mogłyby zagrać co najwyżej tak samo dobrze. Problem ze sceną słuchawkową to jest właśnie mastering, czyli rozsuwanie po czasoprzestrzeni ścieżek mono. Audiofilskie nagrania w technice XY brzmią już znacznie lepiej i bardziej realnie, a ze sztucznej głowy to nadal niedościgniony ideał. I kinem domowym się go nie nadrobi, bo tylne głośniki z przednimi też będą wchodzić w interferencje zależne od akustyki i ustawienia, a wszystkich wariantów na etapie masteringu się nie obsłuży.