Wczoraj miałem przyjemność gościć u Piotra Ryki z moimi GS1000. Punktami kluczowymi tego spontanicznie zaaranżowanego spotkania były wyborny poczęstunek na słodko przy miłej pogawędce, no i nieodzowny, w części znany już z opisów, sprzęt słuchawkowy Piotra - mocno podrasowany ASL Twin Head, tym razem z lampami E88CC Mullard i 45 mesh plate Emission Labs. Służył on jako bezpośredni napęd dla GS1000 i przedwzmacniacz dla Crofta Polestar z wymienioną lampą ECC83 na Amperexa z 1956 roku z długą anodą. Tenże Croft służył jako końcówka mocy dla AKG K1000. Niespodzianką okazało się źródło. Nie zapytałem gdzie obecnie przebywa Cairn Fog v.2 po tuningu, w każdym razie na jego miejscu stał Accuphase DP500. Sam odtwarzacz różni się niewiele od wyższych modeli Accuphase z bieżącej serii. Ten sam wygląd i rozmieszczenie przycisków, podobnież tacka na płyty, tyle że panel przedni jest na nim prostszego kroju, i chyba nie dopatrzyłem się boczków lakierowanych na wysoki połysk. W zestawie pojawiły się więc dla mnie co najmniej dwie niewiadome, bo lampy sterujące Mullarda znam tylko z opisów, a DP500 nie znałem w ogóle. Słuchawki i większość albumów to już znani mi zawodnicy. Mogę też powiedzieć, że mam wyobrażenie o możliwościach Twin Heada, gdyż na poprzednim spotkaniu z udziałem Fallowa grały co najmniej trzy różne zestawy lamp, a słuchawek do wyboru było też jakieś cztery modele, w tym GS1000. Napędem był wtedy rzeczony Cairn Fog v.2, a że był jeszcze RudiStor NX-33 jako kolejny wzmacniacz, to można było wycenić źródło. Można powiedzieć, że w kwestii barwy, efektów akustycznych, harmonii i dynamiki dawał się Twin Headowi wyżyć. Lampami sterującymi wówczas były CCa Siemens&Halske, a słuchawki, który brylowały wówczas to były Ultrasone Edition 9 i AKG K1000. Mnie urzekły także DT880 Pro we współpracy z Twin Headem, zwłaszcza w kwestii zawartości harmonicznej średnich tonów. GS1000 to był temat wówczas dopiero rozpracowywany, i chyba nie do końca mi się to wtedy podobało.
W dniu wczorajszym mogę powiedzieć, że w kwestii równowagi tonalnej wzmacniacza dźwięk został dobrze wycelowany w potrzeby GS1000, ale i K1000 również. Resztą miał się zająć odtwarzacz Accuphase DP500, no i chyba w sporej mierze będzie o tym właśnie, co poniżej nastąpi. Dlatego też trudno mi było wybrać wątek na niniejszą relację, gdzie będzie i o wzmacniaczach i o słuchawkach, ale jednak sporo o roli źródła w hi-endowym torze słuchawkowym. Niech będzie na neutralnym gruncie wątku towarzyskiego. ;)
Na spotkaniu byłem bez mojego sprzętu grającego, który w części "rozdysponowałem" na weekend. Na szczęście mojej żonie i Piotrowi nie brakowało tematów do rozmowy, co mnie pozwalało delektować się muzyką w większym spokoju ducha, że nikt się w tym czasie nie nudzi. ;) Z drugiej zaś strony porównania będę musiał robić z pamięci. Mam na uwadze to, co już słyszałem na GS1000 i K1000 w zestawach Wiktora, czyli topowe źródło cyfrowe Accuphase, do tego końcówka analogowa Accuphase aż po wzmacniacz klasy A dla AKG, a mój tor analogowy dla GS1000. Dodatkowo wspomnienia poprzedniego odsłuchu AKG K1000 Piotra z innym źródłem i lampami, a także kolekcja wspomnień z poprzednich spotkań z Kolegami, gdzie przewijały się różne transporty i DACe jak odpowiednio Kenwood, Technics, marantz, PCLink do komputera, a po drugiej stronie cyfrowego kabla CEC, NorthStar, AudioNemesis, moja Lampucera, przerabiany na różne sposoby Beresford. Z napędów różne wariacje mojego Moonlighta, Lake People G99/2, Yamamoto Soundcraft HA-02 z różnymi lampami, o czym było wcześniej w tym wątku, no i Twin Head z innym oprzyrządowaniem. Na podstawie tego wszystkiego wyrobiłem sobie zestaw oczekiwań wobec "idealnego" brzmienia dla GS1000, i w ciągu ostatnich tygodni, a może dni, zestawiłem u siebie taki zestaw pod Grado, który, powiedzmy, nie ma słabości brzmieniowych, a w pewnych aspektach powiedziałbym, że się wyróżnia. U mnie pomysł na dźwięk jest taki - dokładny, szczegółowy i przeźroczysty wzmacniacz, a przed nim źródło, które dostarcza w miarę kompletnego materiału dźwiękowego po kablu studyjnym. Takie podejście to pewnie konieczność w moim przypadku, gdyż obecnie nie ma w moim torze lamp. Będą to banały, ale napiszę, co już wiem, że można na GS1000 osiągnąć - kompletna barwa dźwięku, zjawiskowa holografia i przestrzeń potrafiąca się oderwać od słuchawek, świetna szybkość i dynamika. Z tym efektem zniknięcia słuchawek z głowy to jest ciekawa rzecz, bo wiadomo, że dźwięki słyszymy z różnych kierunków i odległości, trójwymiarowość nie jest trudno osiagnąć, ale chodzi tu o przeźroczystość akustyczną, dającą wrażenie, że słuchawki istnieją tylko w tych miejscach, gdzie nas w głowę uciskają, przetwornika jakoby nie było, albo był całkowicie otwarty.
Na początek wzmianka o AKG K1000, bo mi będzie szybciej i łatwiej. Słuchałem ich już napędzanych z GainClone\'a poprzedzonego Twin Headem z różnymi lampami, niedawno innego egzemplarza AKG w tranzystorowym torze Accuphase z topowym źródłem dzielonym, no a wczoraj znów słuchawki Piotra, tyle że końcówką był Croft Polestar a nie GainClone, a źródłem Accu DP500. Grało gęsto i dosadnie, z dociążonym wyższym basem i niższą średnicą. Do tego ciemny, posłodzony sopran. Prosiło się o rozwarcie przetworników większe niż to wypróbowałem u Wiktora, bo ciężar dźwięku tego po prostu wymagał. Twin Head daje dwa możliwe tryby pracy - transformatorowy i OTL, także jako przedwzmacniacz. W trybie OTL dźwięk jest ciemniejszy, bardziej bliski i intymny, scena bardziej ogarnia słuchacza, choć jest mniejsza. Przestrzenność dźwięków jest duża, jak i wielkość samych źródeł. Dźwięk opiera się o fundamenty na wysokim basie i niskim sopranie, dźwięki są dosadne, ale nie w sposób tranzystorowy, agresywną fakturą, a raczej gładkie, ale wyraźną kreską rysowane. Przejście na transformator rozgania scene po kątach, dźwięk staje się lżejszy, ciężar przenosi się jakby na wyższą średnicę i niższy sopran. Wytwarza się większy dystans do źródeł dźwięku, a scena poszerza i odsuwa. Z racji ekspansywnego grania K1000 wolałem tryb OTL. Dawał odpowiednią dawkę bezpośredniości i dociążenia dźwięku. W odniesieniu do słuchawek Wiktora i jego systemu, brakowało mi zróżnicowania i rozciągnięcia sopranu. Tam potrafił byś i rozsypujący się, i perlisty, o różnych odcieniach i fakturze, tutaj taki nieco uproszczony, dosadny choć nieagresywny, trochę słodko-przepalony, lecz jakby nie rozciągnięty po samą górę pasma. Równowaga pewnie i przez to wyszła inna. No ale to sobie można poprawić na przetwornikach, podobnie jak i scenę. Jako że tonalnie wychodziły pewne sprawy podobnie na GS1000, a te słuchawki znam jak własną kieszeń, z tym szczegółem, że to nie kieszeń, pozwolę sobie zasadniczy opis oprzeć o wrażenia na słuchawkach Grado.
Na GS1000 ponownie można sobie było wybrać, czy korzystamy z OTL, czy z transformatorów wyjściowych. Tym razem przypadł mi do gustu bardziej tryb tranzystorowy. Tak ma znany mi Yamamoto Soundcraft HA-02, a do tego granie lampy przez transformator zbliża ją do zalet wynikających z użycia tranzystorów, a do ich brzmienia nieco pewnie przywykłem. W trybie OTL nieco narzucał się wyższy bas, a przy bądź co bądź bardziej zamkniętej konstrukcji Grado i ich przewadze w ilości basu nad AKG, ekspansja i rozjaśnienie pochodzące od transformatora dobrze im zrobiły w zestawieniu z Accuphase. Dźwięk przez transformator jest mniej dosadny, bardziej aksamitno-papierowy, bogatszy w wierzchnią fakturę kosztem konturu i barwy. Mnie takie proporcje nieco bardziej odpowiadają z GS1000. No i też bliżej to tego, co mam u siebie. Zacząłem od Silverchair, album Frogstomp, utwór "Suicidal Dream". Jest to jeden z kawałków, który pokazuje jak dobrze GS1000 nadają się do grania z pogranicza grunge. Potem przesiadka na parę utworów Anny Netrebko z płyty Souvenirs; Raz, Dwa, Trzy grający na koncercie utwory Agnieszki Osieckiej, trochę jazzu Z Blue Note Records i klasyki na albumach Piotra. Był też Arve Henirksen ze spoecyficznie graną trąbką w towarzystwie sampli elektronicznych. Nie piszę po kolei utworami, ze względu na spójność pewnych wniosków, i do tego właściwie sprowadzę opis dźwięku, a odnosił się on będzie chyba najbardziej do odtwarzacza Accuphase.
Niedawno GRADO__Fan u mnie stwierdził, że po raz kolejny mam tor grający neutralnie. Cóż, wychodzi na to, że takie mam dążenia, żeby wszelkie niuanse tonalne miały jednakowe prawa i możliwości zaistnienia. Kiedy jakiś odcień lub pasmo dominuje, mam wrażenie podkolorowania dźwięku i staram się sobie skojarzyć taką barwę z doznaniami pochodzącymi od innych zmysłów. Najogólniej napisałbym, że wczorajszy zestaw grał z posmakiem i odcieniem miodu gryczanego. Ciemny, przepalony, niejednoznacznie słodki dźwięk, dość dosadny i dociążony, przejrzysty, ze zdecydowanym rysunkiem (tu już nie płynny jak miód) i zgrubnie zaznaczoną fakturą. O ile odcień i gęstość w sporej mierze zdefiniował zapewne wzmacniacz i jego lampy, to pewną oszczędność w oddaniu faktury zgoniłbym na odtwarzacz SACD. Podobnież czułem lekki niedosyt w kwestii zróżnicowania barw. Coś jakby zamiast True Color wybrać 16-bitową paletę. Tak więc wszelkie urposzczenia i spłaszczenia z racji znajomości z Twin Headem zrzucam na karb DP500. Pewnie nie jest to pomyłka mając na uwadze, iż jest to czwarty model od góry w ofercie firmy. Każdy kolejny musi dać odczuć wybierającemu, że płaci za konkretny uzysk dźwiękowy. No i tak podkradając coś dwa lub trzy razy od topowego pierwowzoru pewnie dojdzie się do słyszalnych ubytków. Najwięcej DP500 względem DP800/DC801 uprościł sobie na sopranie. Nieco już o tym wspomniałem, ale na dobrą sprawę był trochę jednostajny, zbyt gładki, zawsze z tą samą raczej ciężką wagą i dosłodzeniem. Brakowało perlistości gdy potrzeba, w zamian lekkie przerysowanie. Wyszło to zwłaszcza na płycie Anny Netrebko i Raz, Dwa, Trzy, gdzie odpowiednio talerze orkiestrowe, a z drugiej strony perkusja rockowa, nie została rozłożona na odpowiednie instrumenty z różnej blachy uczynione i inaczej grające. Powiedziałbym, że do DP800 brakuje DP500 jakichś dwóch klas w dziedzinie sopranu. Zakres ten odpowiada też za wrażenia przestrzenne i holografię. Utwór nr 1 z płyty Anny Netrebko to żywy fragment operowy, w połowie włączają się oklaski publiczności, które słychać u mnie z tyłu, tutaj nieco spłaszczone, wepchały się niemal na przód przed wokalistów. Lekko zlane w płaską całość. Utwory solowe Anny dawały wrażenie głosu solistki jakby lekko rozlanego i nieobecnego. Gdzie to uczucie, że ona dla mnie śpiewa? Na tej płycie czuje się trójwymiarowość i obecność jej głosu, zubożenie tej najdrobniejszej faktury, swoistego finiszu dźwięków, zubaża przekaz emocjonalny, który podnosi w operze istotny pierwiastek spektaklu dramatycznego. Raz, Dwa, Trzy to płyta świetna realizacyjnie, choć wymagająca od sprzętu. Ja miałem u siebie przed dostrojeniem do końca przetwornika C/A nieco problemów z sybilującym wokalem Adama Nowaka. Teraz jest gładko i barwnie, ze świetnie na tej płycie słyszalną trójwymiarowością dźwięków. Nawet kotrabas potrafi sobie tu ładnie wygospodarować nieco współrzędnych w trzech wymiarach, w których będzie sobie wybrzmiewał. Jednak najlepszym testem jest ta płyta na harmonię i perkusję. Mimo natłoku tej pierwszej, dźwięki harmonii grają sobie swobodnie w dalszym planie, z dozą powietrza i smaczków tonalnych. Z Accuphase harmonia poszła z tonacją jakby lekko w dół, do tego skurczyła się i dodatkowo została przyduszona przez inne dźwięki. Zrobiło się troszkę jak w tłocznym autobusie. Brak swobody i niezależności. Harmonia wypadła jak dla mnie zbyt prosto i twardo. Nowak troszkę jakby usta ręką przysłaniał, albo spuścił głowę. Ciekawie się zrobiło, gdy wziąłem składankę Blue Note Trip 7, CD2, utwót Billa Larkina and the Delegates "Yeah, Yeah". Po lewej stronie słuchać akompaniament organów elektrycznych granych głównie na niższych nutach i niewątpliwie lampowego. Już raz mnie zauroczył Twin Head, gdy słuchałem tego na DT880 Pro, tym razem znowu pokazał, że lampy lubią takie dźwięki. Wrażenie jest, jakby wzmacniacz podtrzymywał bardziej barwę, u mnie zanika ona szybciej. Być może jest to kwestia nasycenia barwą kosztem większego bogactwa faktury, do którego przywykłem. U siebie muszę się bardziej skupić na tym instrumencie, by się przekonać, że bogactwo tonalne jest zachowane, ale dosadność użytych lamp daje to jak na tacy. Odwrotna sytuacja była z gitarami na debiutanckiej płycie Silverchair. Tu ciarki nie przeszły, jak to bywało w domu i wcale mi nie chodzi o przesterowane partie solowe, a intro, które zostało zagrane pojedynczymi, miękkimi szarpnięciami grubych strun. Słuchając V Symfonii Beethovena miałem wrażenie, że brakuje bardzo niewiele, aby całościowy obraz był doskonały, ale owo "prawie" było stale obecne. Gdyby przestrzennie i tonalnie Accuphase był bezbłędny, to nawet to niezupełne rozciągnięcie na sopranie by tej płyty nie położyło. Tak to tylko mogę powiedzieć, że cały czas słyszałem jakby mogło być świetnie z tego zacnego krążka orkiestry chicagowskiej, bo znakomitość realizacji było słychać. Na K1000 potwierdał się rozmach przestrzenny tego albumu z zachowaniem świetnej czytelności nawet daleko rozmieszczonych instrumentów. W kwestii samych smyczków przeskoczę z powrotem na to, co znam z płyty Anny Netrebko. Utwór nr 7, komopozycja Griega, zaczyna się od wejścia wiolonczel, skrzypiec i pewnie altówek - nie jestem takim ekspertem by wszystko rozróżnić, ale dźwięk jest tak bogaty harmonicznie, że niech się te organy Hammonda z Blue Note schowają. Do tego ten efekt łechtania ucha wynikający z przesuwania smyczka po metalowej strunie, wszystko ładnie zebrane przez realizatorów Deutsche Gramophon i dające się wychwycić na moim sprzęcie, tutaj gdzieś to łaskotanie uciekło. Z innych zjawisk ogólnych - długo kombinowałem z ustawieniem GS1000 na uszach, ale usunąć ich z głowy mi się nie udało, a powinno się to dać zrobić i na płycie Raz, DWa, Trzy i Anny Netrebko. Dziś odświeżyłem sobie właśnie Nowaka z Kapelą i Arve Hendriksena, bo wczoraj nie zdążyłem. Akustyka koncertu Raz, DWa, Trzy u mnie jest zupełnie inna, przestrzenność w osi prostopadłej znacznie większa niż to co słyszałem wczoraj, zróżnicowanie sopranu i średnicy też. Kwestię basu właściwie zdążyłem sprawdzić na Henriksenie z płyty Cartography. Trzeci utwór zawiera sample niskiego basu, który na Staxach Wiktora pięknie schodził i pełzał po dole słyszalnego pasma. GS1000 nie schodzą tak nisko. Różnica między moim zestawem, a tym wczorajszym u Piotra była taka, jakby nieco zmniejszyć pojemność obudowy tego wirtualnego kotła na Twin Headzie i Accuphase. Na lampie zagrało to bardziej membraną "bębna", u mnie jakby wybrzmienie miało więcej do powiedzenia, coś jakby więcej mięsistości, a mniej obrysu, choć tutaj wypadł on gładko. Specyficznie grana przez Arve trąbka pokazała swoją egzotykę. U mnie wychodzi ona bardziej rozpływająca się w przestrzeni, na Accu + TH nieco mniej miejsca zajmowała i grała dosadniej. Przestrzenność została oddana w wystarczającym stopniu.
No i to pewnie tyle, zwłaszcza że już wymiękam. ;) Dziękuję serdecznie Piotrowi za kolejną okazję do zapoznania się z możliwościami kreacji dźwięku rzez Twin Heada, a także jego zdolnościami cenzorskimi, bo temu, co przed chwilą skończyłem wypisywać powyżej na temat odtwarzacza za 20,000zł, lekko się dziwię i niedowierzam. W skali bezwzględnej było więcej niż dobrze, ale w skali względnej... na pewno można mieć lepsze źródło taniej.