Dzięki uprzejmości nieocenionego Wiktora mogłem zapoznać się z brzmieniem nowych flagowców wśród Lambd.
W moich testach udział wziął stary, ale jary, SRM-T1 oraz mój samodzielnie zbudowany lampowy wzmacniacz.
A w szranki z SR-L700 stanęły: Lambda Pro, Lambda Signature oraz Lambda SR-404 Signature.
Jeśli chodzi o wrażenia organoleptyczne te są jak najbardziej pozytywne.
Odświeżony wygląd przynosi pewną zmianę - stare Lambdy zakłada się szerszą stroną muszli do przodu.
Nowe zakłada się odwrotnie, co na początku mnie zdezorientowało (założyłem je odwrotnie i jakiś czas tak słuchałem, hehe).
Pady w SR-L700 są wysokiej jakości, bardzo miękkie.
Ucho chowa się całe w muszli nie dotykajać jej dna ani brzegów.
Zastosowanie pałąka z serii SR-009 pierwszy raz widzieliśmy w modelu SR-507.
Byłem posiadaczem tego modelu ponad rok i uważam, że nie było to optymalne.
SR-507 zbyt mocno ściskały głowę.
Obawiałem się tego samego problemu teraz przy SR-L700.
Na szczęście zmiany uwzględniły też ten drobiazg i nie ściskają one nazbyt mocno głowy.
Są bardzo wygodne, mimo, ze siła przylegania jest wyraźnie większa niż w reszcie Lambd.
A teraz nieco koślawej poezji audiofilcowej w moim wykonaniu ;)
Pierwszą rzeczą jaka przykuła moja uwagę była zwiększona ilość basu.
Żadne z testowanych Lambd nie maja tyle niskich rejestrów co nowy model.
Z pamięci przywołuje jeszcze brzmienie SR-507 i mam wrażenie, że tam też aż tak soczyście nie było.
Bas nie jest tak głęboki jak w SR-009, starych Omegach czy SR-007.
Ale nie ma wrażenia niedosytu.
Nie jest jednak tak precyzyjny i rozdzielczy jak w modelu Signature.
W Signature nie schodzi tak nisko, ale to co odtwarza robi wierniej, potrafi niuansów na basie pokazać więcej.
Wysokie tony nie są natarczywe, lecz delikatne. W zasadzie o tym zakresie nie mogę za dużo napisać.
Nie mogłem się jednak opędzić od wrażenia, że rozdzielczość Signature czy SR-404 Signature jest większa.
Różnice marginalne, ale do odnotowania.
Największe różnice jednak dotyczą średniego zakresu.
Wydaje mi się, że oba modele Signature mają w tym względzie więcej do zaoferowania.
Chodzi o przejrzystość tego zakresu, ilość informacji jakie się tam pojawiają, wybrzmienia, dźwięki tła.
Efekt delikatnego kocyka na średnicy towarzyszy przy porównywaniu cały czas, znika jedynie gdy zakładam Lambdy Pro.
Te wydają się przegranymi w tym porównaniu. Są zbyt natarczywe na wysokich jednocześnie nie oferując nic z finezji a średnicę wycofaną mają nieznacznie.
Wrażenia wyżej opisane jednak przestają być zauważalne gdy zaniecham porównań i przekładania słuchawek.
Wtedy jedne, jedyne i nieustępujące wrażenie zmiany dotyczy basu.
Nie zauważam już braków średnicy czy rozdzielczości wysokich tonów.
Ale większa ilość basu co chwila zaskakuje to tu to tam i jest to zaskoczenie zdecydowanie pozytywne.
Ostatni aspekt to przestrzenność. I tutaj ciekawostka - mój przyjaciel odniósł wrażenie odsunięcia wszystkiego nieznacznie do przodu, jakby pierwszej, nieśmiałej próby zbudowania przez nowe Lambdy holografii, czegoś w trzecim wymiarze.
Ja tej zmiany w przestrzenności tak nie odczułem.
Według mnie poszerzeniu uległa scena, ale jedynie na szerokość. Więc jest pod tym względem więcej oddechu i swobody. Też oczywiście zmiana bardzo na plus.
Mimo diametralnie różnej topologii wzmacniacza SRM-T1 i mojego, to cechy powyżej opisane pozostawały niezmienne.
Więc sądzę, że zmiana amplifikacji nie zmieni drastycznie sygnatury brzmieniowej słuchawek SR-L700.
Uważam, że to w miarę udany produkt, pięknie wykonany, luksusowy.
Rewolucji nie ma, jest zmiana w dobrym kierunku.
W krótkiej rozmowie z Wiktorem zwróciliśmy uwagę, że zmiany zaszły na szczycie oferty (SR-009 w miejsce legendarnej Omegi), na dole (tańsze Lambdy) i środku (wysokie wersje Lambd).
Ale niestety nie widać następcy dobrej starej SR-007 Mk1 (wersja MK2 nie jest tak ciekawa i dobra).
Pod względem przyjemności ze słuchania muzyki ten model jest daleko przed innymi w moim rankingu.
Tu i ówdzie brakuje mu do flagowego SR-009, ale to jedyny model przy którym relaks z muzyką oznacza dokładnie to co powinien. Łącznie z ekstremalną wygodą użytkowania.
No ale wyraźnie widzimy ożywienie w laboratorium Staxa, więc jest szansa, że z tego zamieszania wyjdzie jeszcze nie jedno pozytywne zaskoczenie :)
Na końcu wielkie dzięki dla Wiktora za propozycję i możliwość odsłuchu tych nowych luksusowych słuchawek w moim domowym zaciszu.