Panowie, w kwestii słuchawek, sądzę, że każde ze scierających się stronnictw - Racjonaliści z WLKP vs. liryczna Galicja jest w miarę obiektywne w zakresie percepcji muzyki na dyskutowanych tu słuchawkach.
Meritum problemu można oddać trafnie i obrazowo odwołując się do nastepującej analogii:
wyjdźmy od pytania: czy elektrowóz EP09 może posiadać podobne cechy lotne, co myśliwiec SU-47?
Pomjając absurdalność ekonomiczą i prakseologiczną tego zagadnienia, rozważmy je czysto teoretycznie:
Wydaje się, że przy obecnej wiedzy technicznej i nieograniczonych nakładach finansowych na modyfikacje elektrowozu, przy zachowaniu jego pierwotnej masy i gabarytów, jest to możliwe. Wszelko każdy trzeźwo myślący człowiek zrazu zauważy, że samo roztrząsanie takich dylematów jest nie tylko akademickie, ale i nonsensowne z empirycznego punktu widzenia - jakiemu bowiem celowi poznawczemu miałby służyć tak karkołomny eksperyment? Tyleż liryczna, co infantylna i metafizyczna odpowiedź w stylu Reinholda Messnera (który zapytany o powód wspinania się na wszystkie najwyższe góry na Ziemi - odparł - Bo są), że warto to sprawdzić, nie wydaje mi się zbyt satysfakcjonująca. Najrozsądniejszym rozwiązaniem jest status quo, aby myśliwiec latał, a elektrowóz poruszał się po torach. Wiele wskazuje jednak na to, że amatorów słuchawek Grado, takie postawienie sprawy nie zadowala. Dlaczego?
Otóż w przypadku Grado mamy właśnie do czynienia z próbą uczynienia z nielotu czołowego myśliwca manewrowego. Słuchawki grające skrajnie nienaturalnie, anorektycznie, bezbrawnie, szorstko, wrzaskliwie i bez kszty wypełnienia usiłuje się róznymi sposobami ugrzecznić, wycyzelować, uplastycznić, słowem uczynić zdatnymi do konsumpcji materiału muzycznego, nie przebierając w środkach.
Lancaster, Gustaw, te GS1000 z wykastrowanym środkiem pasma lub jak kto woli z podbitymi o 6dB skrajami, a także PS1000, których nie znam, a z Waszych opisów wnoszę, że nieco mniej degradujące materię muzyczną z poprawnie odtwarzających je urządzeń, naprawdę POTRAFIĄ zagrać przyjemnie, może nie relaksująco i barwowo kompletnie, ale przynajmniej znośnie i bliżej naturalnego brzmienia muzyki. Cóż zatem trzeba uczynić by z nich wykrzesać naturalną paletę barw żywych instrumentów i jakoś zniwelować tę nieznośną predylekcję do robienia z żywszych zjawisk muzycznych takich jak np. koncert rockowy rykowiska, jakie może nam zaserwować znacznie mniejszym nakładem środków parapetowe radyjko nocnego stróża zasilane z jednej baterii paluszkowej, dodawane gratis do family-packu płatków Tesco?
Odpowiedź jest prosta: wiedząc, jak gra autorski DAC Majkela, a jak potrafi T-H Piotra Ryki mogę się domyślać - konstatuję - Panowie - te elementy w ich torach, to takie sprzętowe DSP, innymi słowy to skondensowany karmelizator, dopalacz średnicy (u Majkela to ona jest ze 2x dobitniejsza i gęstsza niż na analogowym Audionemesisie), wygładzacz i słodzik w jednym, to jest właśnie to, co nazywa Piotr "kulturą" brzmienia. Nieee, obiektywnie rzecz biorac, to nie żadna kultura, to ZNIEKSZTAŁCENIA odwrotone do tych, którymi legitymują się osławione żyletki nauszne od Grado. I summa summarum u nich na serio te Grado grają tak, jak muzyka mniej więcej brzmieć powinna. Sprawdałem u Majkela, jakiekolwiek bezbarwne i megaostre nauszniki by w ten Jego tor nie wpiąć - jest słodko i ciemno, co najmniej znośnie. Proste jak latająca lokomotywa. Tylko po co? Skoro można mieć myśliwiec kilka razy taniej?
A Wy te Grado do neutralnie grających klocków podłączaliście i się dziwicie...ehhh.
_____________________________________
Hi-endy sprzedane, nowe oferty wkrótce :)