jestem, jestem...
pare dni temu widzialem w gazecie zdjecie przedstawiajace "separatystow" pozujacych do "sweet foci" przy flakach ukrainskiego zolnierza. mysle ze komentarz jest tutaj zbedny...
czas wiec na nastepna kapele z ukrainy. niech to bedzie taki moj symboliczny, maly support dla sasiadow ktorzy walcza z najezdzca.
Kroda, trzeci w kolejnosci moj ulubiny band z ukrainy. wlasciwie to przez wiekszosc czasu byl to tylko projekt. dopiero niedawno Kroda nabrala charakteru normalnego zespolu i przyznam ze to nowe wcielenie jakos do mnie nie trafia... no ale do rzeczy. klasyczny okres dzialalnosci to mieszanka metalu i sporej ilosci folku. tego drugiego nie jest jednak na tyle duzo zeby nazwa "metal" tu nie pasowala. mamy tu death metalowy ciezar, growling, troche thrashu i calkiem sporo heavy metalowej melodyki. niestety, od strony aranzacyjnej nie brzmi to zbyt swiezo. najgorsza jest perkusja ktora stuka jak na koncercie disco polo. ale... to wszystko jest zaprawione bardzo skocznymi i sprawnie zagranymi motywami folkowymi. to wlasnie ta ludowa czesc muzyki spaja pozostale elementy w calosc i porywa podczas sluchania. pamietam ze moj pierwszy kontakt z Kroda wywolal u mnie tylko usmiech politowania. potem jednak, przy ktoryms z kolejnych odsluchow, przestalem sie napinac i dalem sie poniesc ludowej zabawie:-) a dzis nie wyobrazam juz sobie mojej plytoteki bez tej kapeli. jeszcze tylko slowo o tekstach. podobnie jak u Drudkh i Nokturnal Mortum, dominuja tutaj tematy pogansko-patriotyczne.
z plyt na poczatek polecam "Towards the Firmaments Verge of Life..." i "Live in Lemberg". na tym drugim, koncertowym albumie, mozna uslyszec ze aranzacje na zywo brzmia znacznie lepiej niz na plytach studyjnych.