Wprawdzie nigdy w Krallową nie inwestowałem, a ostatni album studyjny to chyba 4 lata temu słuchałem, ale dla mnie i tak na jej płycie koncertowej, albo u takiej Eliane Elias jest więcej drive\'u i artystycznego wyrazu niż u gosposi Adeli. Pink i tym podobnych gwiazd słucha się dobrze przez miesiąc, potem album przykrywa kurz, i do takiej muzyki nie bardzo się chce wracać. Zresztą ona wraca sama, np. przez RMF. Natomiast albumy Morcheeby z poprzedniego stulecia do dziś mnie kręcą. To ma nadal wartość artystyczną i brzmienie, a "feeling", czy jak Wy to tam nazywacie, to i tak u madam Adele jest mocno reglamentowany. Wystarczy posłuchać Moloko dla porównania.