Gustaw, to jest fascynacja przeciętnością. Bierze się ona stąd, że człowiek widzi kogoś znanego, z kim się mocno utożsamia, bo tak (bezosobowo, niekoniecznie o Adele): figura nieszczególna, głos średni jak na obywatela, słaby jak na piosenkarkę/piosenkarza, uroda akceptowalna, odzienie, styl, makijaż - niewyszukane, lekko niedobrane do siebie, co jest jeszcze na plus. Po prostu - jest fajne, bo jest swojskie. Media i wytwórnie muzyczne już dawno zauważyły ten trend, który można nazwać "pochwałą przeciętności". Podoba się, bo jest swojskie, obejmowalne dla przeciętnego zjadacza chleba jeśli nawet nie potrafiłby tak samo. Nie odczuwa przepaści, jaka go stresuje podczas obcowania ze sztuką wysoką, której nie ogarnia, nie rozumie, albo go onieśmiela, czego prosty lud nie znosi na dłuższą metę. To i tak jest jeszcze akceptowalne zjawisko, ale są gorsze odmiany - pochwała miernoty. Robi się gwiazdy z marginesu społecznego. Specjalistą globalnym od tego jest Jerry Springer, a lokalnym Ewa Drzyzga. Z ułomności, nałogów, zboczeń, patologii robi się temat na Twoje Pięć Minut w TV. Miernota tylko obrasta w piórka dobrego samopoczucia, co się staje tym groźniejsze społecznie.