Odpowiadasz na wpis
>> Max, 2012-09-06 13:03:35
>> Cypis, 2012-09-06 12:22:06
Ludzie, jak sam zapewne wiesz, kupują również oczami. Gdybyś tego nie wiedział, to byś nie robił atrakcyjnej obudowy. Po recenzji okraszonej takimi zdjęciami zgadnij co sobie pomyśli większość potencjalnych kupców?.... No właśnie.... Koledzy w mojej firmie, związanej z elektroniką, prawie umarli ze śmiechu."
Ci koledzy, co to na co dzień lutownicami wywijają, to nie są potencjalni kupcy Majkelowych produktów ! Przeca Ty sam sobie urządzenie grające ulepiłeś. Potencjalni kupcy, wnętrze rzeczonego grajka mają w głębokiej dupie ! Jedynie dłubacze, branżowcy, elektronicy z lutownicą w herbie mogą: raz - umierać ze śmiechu, dwa - wyzłośliwiać sie w temacie.
-> Ja również jestem z wykształcenia elektronikiem i gdyby to była aparatura medyczna czy wojskowa, layout wyglądałby zupełnie inaczej. Przeszło dziesięć lat temu moim kierunkiem specjalizacji była aparatura kontrolno-pomiarowa i technika sensorowa, z uwzględnieniem współpracy z komputerem PC. Po kilku latach pracy w branżach przemysłowych, powiązanych w różnym stopniu z elektroniką, zaczął się u mnie proces przewartościowywania pewnych kanonów akademickich dotyczących układów elektronicznych, itp. I ten sam proces przejdzie każdy, kto się zacznie bawić w audio na poważnie. Dlaczego najdroższe urządzenia audio idą w montaż przestrzenny? Ile tam jest PCB? Jak to wszystko jest montowane? Problem polega na tym, że dopóki ktoś nie weźmie na warsztat elektroniki audio, dopóty nie dojrzy w takich konstrukcjach wyższości nad ładnie prowadzonymi ścieżkami i pięknymi rzędami grupowanych w odległościach komponentów. Moje wzmacniacze obejrzało lub nabyło już kilku elektroników, więc mam jakiś tam feedback odnośnie konstrukcji z szerszego kontekstu niż grupa kolegów z zakładu o profilu jak mniemam zgoła innym niż audio.
Zresztą, namawiam wszystkich elektroników czujących w sobie potencjał wiedzy i doświadczenia, aby brali sprawy w swoje ręce - budowali i wdrażali produkty audio pokazujące, iż mają rację, że rzeczywiście można lepiej. Rynek odbiorców to oceni, a powody do śmiechu będą dla nich znacznie poważniejsze niż radość z obejrzanych zdjęć.