No więc w związku z tym, że wpisy moich adwersarzy (a w zasadzie Maxa, bo androny Pastwy, będące owocem poddanego destrukcji przez popkulturowy nihilizm, umysłu zainfekowanego pseudointelektualnym dyletanctwem, nie nadają się na jakikolwiek komentarz) zawierają masę nieporozumień, czuję się w obowiązku wyjaśnić pewne podstawowe zagadnienia, co niestety wiąże się z sięgnięciem do filozofii i teorii kultury, gdyż uratuje nas to przed wpadnięciem w pułapkę zdroworozsądkowej myśli naiwnej i wpłynięciem na mielizny mętnej i fałszywej oczywistości, na co jako antropolog kultury pozwolić po prostu nie mogę.
Otóż kwestia tego jak odbieramy sztukę (w naszym przypadku muzykę), jest w zasadzie ściśle powiązana z tym jaką sztuka powinna pełnić funkcję. I aby maksymalnie mój wywód uprościć, to trzeba zacząć od tego, że należy wyróżnić trzy główne, filozoficzno-kulturoznawcze koncepcje definiujące funkcjonalny aspekt sztuki.
Podejście pierwsze, mimetyczne zostało przedstawione jeszcze w starożytności przez Arystotelesa, głównie w jego "Poetyce". Arystoteles twierdził, że sztuka to umiejętność naśladowania rzeczywistości, będąca trwałą dyspozycją rozumu praktycznego do opartego na trafnym rozumowaniu tworzenia czyli umiejętności wykonania czegoś. W tym ujęciu Arystoteles za sztukę uważał nie tylko muzykę, literaturę czy teatr ale również, medycynę, budownictwo, retorykę oraz rolnictwo i hodowlę.
Arystoteles wyróżnił też trzy rodzaje rzeczywistości, które mogą być naśladowane - a mianowicie rzeczywistość realną (przeszłą lub obecną) , rzeczywistość pomyślaną (fikcyjną) oraz rzeczywistość idealną. Warto podkreślić aspekt teleologiczny i naturalistyczny występujący w tej koncepcji - zarówno natura jak i naśladująca ją sztuka musi być celowa, pozbawiona przypadkowości, a w człowieku istnieje naturalna skłonność do naśladowania, co zresztą w pewien sposób definiuje jego odrębność gatunkową.
Należy również wspomnieć, że u Arystotelesa warunkiem podstawowym w tworzeniu sztuki jest obecność stanu naśladowania zreflektowanego, będącego przeciwieństwem mimikry czyli stanu w którym istnieje reakcja dostosowawcza.
Zarysowana tu w sposób dość ogólny arystotelesowska koncepcja sztuki jako aktywności pełniącej funkcje naśladowczą była w średniowieczu podtrzymana przez św Tomasza - „ars imitatur naturam et supplet defectum naturae in illis in quibus natura deficit”-sztuka naśladuje naturę i uzupełnia zastane w niej braki.
Paradygmat tak rozumianej sztuki i funkcji jaką miała ona spełniać został podważony dopiero w Oświeceniu, głównie za sprawą Kanta. Filozof z Królewca, odrzucając jednoznacznie koncepcje mimetyczną i celowość w sztuce, która uniemożliwia zaistnienie swobodnej kreacji artystycznej, skupił się na uzasadnieniu tego, iż sąd smaku jest jedynie sądem estetycznym odnoszącym się do zmysłowego czucia przedmiotu (m.in. piękna) i pozbawionego jakiegokolwiek waloru poznawczego. Uznał również, że ma on walor kompemplatywny czyli jest sądem, który odnosząc się obojętnie do istnienia przedmiotu, wiąże pewną jego właściwość z uczuciem rozkoszy i przykrości. Zdecydowanie jednak odrzucał sąd smaku jako sąd wyrażający jakiekolwiek prawidła, ogólności cz y reguły. Twierdził również, że sąd smaku jest sądem jednostkowym, pozbawionym waloru ogólności i waloru poznawczego W ''Krytyce władzy sądzenia” Kant pisze iż '' Pojęcie sztuki pięknej nie pozwala na to, by sąd o pięknie jej wytworu wyprowadzany był z jakiegoś prawidła, którego racją determinującą byłoby jakieś pojęcie i które tym samym zakładałoby u podstawy pojęcie sposobu w jaki wytwór ten jest możliwy”.
Kantowska uzurpacja, która stanowi, że jedynym kryterium piękna jest odczucie subiektywnego doznania podmiotu w odniesieniu do własności przedmiotu oraz twierdzi, że sąd estetyczny jest sądem jednostkowym implikuje jednak znacznie poważniejsze konsekwencje-twierdzi bowiem, że sztuka nie niesie za sobą jakiegokolwiek aspektu poznawczego, a doświadczana może być tylko w sferze indywidualnego odczucia estetycznego.
I tu swoisty agnostycyzm poznawczy Kanta napotyka na jeszcze jedną poważną trudność, bowiem istnienie sztuki wiąże z takim jej rozumieniem,w którym przedmiotem nie są konwencje artystyczne, lecz jedynie percepcja jakości zmysłowych przedmiotów. Odrzucenie uświadomienia sobie istnienia określonych konwencji artystycznych prowadzi do błędnej idei tworzenia sztuki od początku, wymyślania na nowo malarstwa, muzyki, literatury...
Remedium na taką pułapkę było wypracowanie koncepcji tzw. intelektualizmu estetycznego. Jego centralnym założeniem jest uznanie, iż dzieło sztuki niesie za sobą poznawczy charakter jako istotny walor estetyczny, osiągnięty poprzez prace naszego intelektu. Sztuka posiada więc swój przedmiot poznania, którego odkrycie jest conditio sine qua non estetycznego istnienia. Piękno dzieła sztuki może być uznane jako poznanie osiągnięte dzięki jakościom estetycznym stanowiącym istotę dzieła i z nim totalnie utożsamiane ale nie stanowi sedna dzieła sztuki. W Teorii Estetycznej Adorno zwraca uwagę na to iż „Wszystkie kategorie estetyczne należy określać w tej samej mierze poprzez ich odniesienie do świata, co i przez wyrzeczenie się go. Poznanie jest w jednym i drugim; nie tylko przez powrót świata i jego kategorii, czyli przez więź z tym, co zazwyczaj nazywa się przedmiotem poznania, ale w większym być może stopniu przez zamierzoną krytykę rozumu opanowującego przyrodę” .
Intelektualizm estetyczny twierdzi więc, że o doniosłości dzieła decyduje jedynie wypowiedziana myśl, a klasycznie pojmowane jakości estetyczne nie tylko nie odgrywają istotnej roli w doświadczeniu estetycznym dzieła, lecz mogą nawet być pominięte.
Jest to dość istotna konkluzja bowiem kantowskie uprawomocnienie utożsamiania tradycyjnej estetyki z filozofią piękna sprowadziło na jego koncepcje pewne trudne do pogodzenia sprzeczności. Trafnie ujął to amerykański filozof Timothy Birkley w swoim eseju „Przeciw Estetyce” pisząc... „Dzieło sztuki ujmować poczęto jako przedmiot estetyczny, przedmiot postrzeżenia. Zatem zaczęto uważać, że znaczenie i istota sztuki tkwią w wyglądach, w obrazach i dźwiękach docierających bezpośrednio (choć niekoniecznie bezrefleksyjnie) do świadomości. Za pierwszą zasadę filozofii sztuki uznano stwierdzenie, że wszelka sztuka posiada jakości estetyczne, a splot owych własności stanowi rdzeń dzieła sztuki”
Jak wcześniej podkreśliłem intelektualizm estetyczny usuwa zasadę uchwycenia istoty dzieła sztuki, tylko poprzez bezpośrednie, bezinteresowne doznanie zmysłowe, uznaje po prostu, że w dziele sztuki zawarty jest sens poznawczy, który pozwala wyrazić o nim sąd.
Zarysowany tu oczywiście dość ogólnie filozoficzny spór o funkcjonalny charakter dzieła sztuki nakazuje mi oczywiści wskazać po której stronie owego sporu się opowiadam. Otóż odrzucam zdecydowanie zarówno arystotelesowsko - tomistyczny mimetyzm jak i agnostycyzm poznawczy Kanta, który poprzez sprowadzeniu sensu dzieła sztuki do subiektywnego zestawu odczuć estetycznym, prowadzi do pułapki pozorności i powierzchowności rozumienia tegoż. Optuje zatem za projektem ujmującym poznawczy charakter dzieła sztuki rozumianym jako jego naczelną esencję uprawomocniającą jego sens.
Tak więc w moim przypadku kontakt ze sztuką nie wiąże się z radością i przyjemnością z odkrywania piękna, które z racji swej niezdefiniowalności, jako określona jakość estetyczna traci na znaczeniu. Jest po prostu konfirmacją zrozumienia rzeczywistości, próbą doświadczenia istnienia absolutu.
I jeszcze jedna uwaga do Ciebie (proszę nie traktuj jej jako jakiegoś osobistego przytyku, bo moim celem nie jest obrażanie Ciebie), Otóż po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że Twoje problemy z recepcją Nowej Muzyki, wypominanie jej irracjonalności, amorfii, awangardowej hochsztaplerki (przyznam szczerze, że określenie to bardzo mnie rozbawiło pomimo tego, że zawiera contraditio in adiecto) czy też wywoływanie przy jej słuchaniu fizycznego bólu (co oczywiście jest niemożliwe, zwłaszcza przy odbiorze tak subtelnej kompozycji jaka jest Les ailes) jest nie tyle wynikiem braku pracy nad przestrojeniem mózgu, ale raczej wyrazem poznawczej bezsilności związanej z niedostatkiem posiadania określonych narzędzi intelektualnych. Najlepszym przykładem jest brak umiejętności wykluczenia z muzyki kiczu, pomimo tego, że kulturoznawstwo takie kryteria w dość przekonywający sposób stworzyło- pisałem o tym w grudniu ubiegłego roku. Czy taki stan nie jest wynikiem działania destrukcyjnej erozji popkultury, której w mniejszym lub większym stopniu doświadcza każdy z nas, a która przecież jest aberracją zwróconą nie tylko przeciw sztuce, ale również przeciw człowiekowi. To przecież właśnie popkultura z kiczu uczyniła swą wartość naczelną pasożytując zresztą na sztuce a będąc tylko jej toksyczną atrapą. Z drugiej strony czy nie jest to też wynik przyjęcia przez Ciebie błędnego, kantowskiego założenia nadającego prymat subiektywnemu odczuciu, a będącego w rzeczy samej wytworem myśli karmionej emocjonalnością, a nie zaś myśli teoretycznej, która prymat nadaje rozumowi. Taka postawa prowadzi do wytworzenia iluzji posiadania psychologicznego bezpieczeństwa, odrzucającego konieczność podjęcia wysiłku, który wykraczając poza granice tegoż bezpieczeństwa
nakazuje przyjecie postawy poznawczej wobec tego co nowe i jednocześnie obce. Na gruncie antropologi kultury postawa taka została dobrze opisana przez teorie kontaktu kulturowego, w której naczelną role odgrywa poznanie i oswojenie obcego, uznanie jego tożsamości jako możliwej do zaakceptowania.
Cóż są to oczywiście kwestie do przemyślenia i dalszej dyskusji, ale warto pamiętając o tym co powiedział grecki myśliciel i poeta Pindar z Teb – „Sztuka jest rzeczą trudną, bowiem niełatwo ja tworzyć a jeszcze trudniej wniknąć w jej tajniki”.
I tak zupełnie na koniec, to proszę w dyskusji ze mną nie podpieraj się autorytetami Adama Michnika. Dla mnie Zagajewski, podobnie jak Wajda, Holland, Gross czy Kutz to są wrogowie narodu polskiego. Wrogiem jest dla mnie również Krzysztof Meyer, który skomponował wyjątkowo antypolską, żydofilską Symfonie da requiem, opartą zresztą na ''poezji” Zagajewskiego, będącą zwykłym paszkwilem na Polskę.