Moje najnowsze spostrzeżenia z frontu analogowego. Po ok tygodniu grania, w zasadzie prawie wyłącznie na analogu, dzisiaj z racji wyczerpania się ciekawego materiału z winyla przełączyłem się w pełni (na kilka płyt) na cyfrę. No i .......
.... po włączeniu mojego toru cyfrowego miałem wrażenie i to bez najmniejszej przesady, że skopał mi się sprzęt. Sprawdziłem kilka razy połączenia ale wszytko było jak w najlepszym porządku. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że nic się w moim systemie nie zepsuło tylko.....
.... to najnormalniej w świecie tak gra. !!! A jak gra ?
Gdzie jest ta soczystość i ilość informacji na średnicy ? Gdzie się podziały gładkie wysokie ? Gdzie się podziały barwne wokale które były w trzeszczącym analogu.
Nima, niet, kaput, aufwiedersehen and daswidania.
Wiem, że się powtarzam i zdaję sobie sprawę, że mój obecny analog system analogowy z obecną wkładką należy raczej do low-endu ale dlaczego u diabła mam takie wrażenia jakie mam ? :-) Akomodacja słuchu ? Całkiem możliwe ale przyznam, że jednoznacznej odpowiedzi nie znajduję.
Znajomi twierdzą, że na razie mój analog gra zdecydowanie "tak sobie". No być może ale spróbujcie po tygodniu słuchania analogu wrócić do cyfry. To boli.
Teraz idę walnąć sobie 100g bezbarwnego polskiego płynu bo mi się zwyczajnie nie chce tego słuchać :)