Soundman,
Przestan tracic kase na polsrodki ;\'))))
Kup jedne zajebiste nauszniki, jak chociazby Abyss, wspomniane przez Przemka, na 95% Ci sie spodobaja. Ponizej moje 3 grosze z odsluchu tychze:
Abyssy, w tejze konfiguracji (wpierw zrodlem byl cd Brystona do czasu az sie juz zepsul, zjadajac moja plyte, to wowczas DAC od Naima, ten najwyzszy i grajac z laptopa) mialy mase i potege basu, niskich skladowych, w 95% (moze i w 100%, ale jego akuratnosc sprawiala wrazenie, ze jest go ciuteczke mniej o drozlazlego konkurenta LCD3) przeniesione zywcem z LCD3, ale, ich bas, w odroznieniu od Audeze, byl duzo bardziej konturowy (tamten jakby nie byl wrecz), rozdzielczy, zdefiniowany, a co wiecej, 3-wymiarowy (ale nie na zasadzie podmuchu chmurowego z GS1000, ale swym bardzo konkretnym wypelnieniem w przestrzeni). One tworzyly faktyczne bryly instrumentow, dajac im prawdziwa mase. Ichnia scena nie byla jakas wielce szeroka, wrecz nieco waska, zwlaszcza przy ujsciu z naszej glowy/uszu, ale potem, im dalej tym szersza. Miala za to fenomenalnie realistyczna wysokosc i swietna glebie, z faktyczna gradacja planow (bez zgadywania). To gralo bardzo namacalnie, nie trzeba sie bylo domyslac, przyzwyczajac, dostrajac umyslowo, troche jak z glosnikow, ale takich co maja dopracowana stereofonie i nie graja zbyt zwiewnie.
Abyssy gorowaly na LCD3 duzo lepszym zszyciem calego pasma, ichnia srednica byla prawdziwsza, lepiej wyartykulowana, nie bylo dziwnego rozmycia na wokalizie, ale takie akuratne skupienie. K812 mialy troche gladsze wokale, Abyssy dodawaly im ciut wiecej chropowatosci (ale wielce naturalnej, takiej przyjemnej) no i ciezaru, oczywiscie. Graly szybko mimo tej masywnosci, to nie byl dzwiek zwalisty, jak jakis walec, tylko zwawy atleta. Uderzala tez szczegolowosc, niczym nie ustepujac K812, a moze i ciut idac dalej, poprzez te kreacje w trzech wymiarach kazdego dzwieku, instrumentu, glosu, wiec sie wszystko nieco lepiej wylapywalo z owej przestrzeni. Ichnia precyzja wynikala z oczywistosci, co jest gdzie, tak jak ja widze obrys zywego czlowieka na przeciwko siebie, a nie jego uproszczona projekcje z dobrego rzutnika, gdzie krece galka ostroci by uzyskac wieksza precyzje obrazu, a reszte zalatwia mozg jak ma forme. Taka roznica. Abyssy mialy tez mocny i realny fundament muzyczny, taka czarna ‘podloge’ na muzycznej scenie na ktorej wszytsko sie dzialo, a nie swiat dzwiekow zawieszony w prozni. Nie chce sie tu rozpisywac i szarzowac z analiza, biorac pod uwage, ze nie sa one moje i graly w nie moim systemie, a ja je ledwie liznalem. Dodam tylko, ze nie graly wcale ciemno, tylko tak ‘w sam raz’, zdrowo (kiedy trzeba to jasno), bez udziwnien, ale efektownie, z wielka latwoscia i swoboda. Mysle, ze kazdy gatunek muzyczny dalyby rade zamienic w realistyczny spektakl, gdzie zapominamy o dewocjonaliach sprzetowych, koncentrujac sie na muzyce. Kto wie, czy jeszcze ich nie poslucham (musze odebrac swoja plyte), jak juz naprawia ten kompakt Brystona, z ktorego moglbym puszczac wlasna muzyke, przyniesiona na klasycznych krazkach CD, a nie to, co tam akurat mieli na komputerze.