Nie czuję się lepszy od "Janusza" słuchającego muzyki z TV lub z kasety.
Bo niby w czym jestem lepszy? Skąd to poczucie wyższości?
W czym nasze hobby jest bardziej elitarne od kolekcjonowania np. puszek po piwie lub zbieractwa grzybów?
Nie widzę niczego złego w tym, że ktoś chce sobie zmienić sprzęt tylko dlatego aby sobie zmienić.
Co w tym złego, że w taki sposób chce sobie zrobić przyjemność?
Mam znajomego (melomana, chodzącego regularnie na koncerty), który, swojego czasu, wywalił kolumny AudiPhisics napędzane "wysokiem" zestawem Marantza i w ich miejsce wstawił wtedy iPod-a, sterującego zdalnie dwoma aktywnymi głośnikami z niższej półki. Twierdził, że te wszystkie audiofilskie pitolenia, związane z ustawianiem audiofilskiego sprzętu audio, koniecznością siedzenia w jednym punkcie, itp itd, zwyczajnie przeszkadzają w słuchaniu muzyki. Więcej radości i większą wygodę dawał wtedy ten iPod niż "dziesiątki kilogramów audiofilizmu". Może to wszystko dlatego, że chciał posłuchać muzyki a nie sprzętu audio.
Jakiś czas temu kupiłem tuner i słucham dużo muzyki z radia. Wiem, że większość muzyki w radiu pochodzi z plików mp3.
Czy odczuwam dyskomfort podczas słuchania z tego źródła? Zdecydowanie nie. Jeżeli leci coś fajnego, to nawet szumy na kanale PR2 specjalnie mi nie przeszkadzają. Czy można mnie nazwać Januszem? Z audiofilskim doświadczeniem od 35 lat? Być może. Ja się nie obrażę.
Niech stratosferyczni tytani audiofilizmu dalej mierzą swoje sinusy a ja, w swoim "januszostwie", kwituję to jedynie wzruszeniem ramion :-)