Panowie, kolega col^3 jest już blisko zrozumienia, o co chodzi w audiofilii. Zauważyłem to w poprzednim wpisie. Tylko ma problem z postawieniem kropki nad i. Jak w tym kawale o Jasiu, co pani pytała dzieci, jaki mamy pożytek z gęsi.
Z tym, że ja podam gotowca - otóż tu nie chodzi o żadną rekonstrukcję prawdy, która ma się odbyć w mózgu. Tu chodzi właśnie o wrażenia i odczucie przyjemności. Oczywiście nie wykluczam istnienie osobników, którzy biorą decybelomierz lub miernik THD, podłączają pod interkonekty, czy tam mikrofonem zbierają ze swojego systemu nagłaśniającego dźwięk, i jak widzą na wyświetlaczu THD podobne do obietnic producenta, to aż mają gęsią skórkę. Tudzież tłumaczą sobie, że to co właśnie odczuwają słuchając "kiepskich realizacji", to jest ten audiofilski odlot. Naukowy orgazm + potwierdzenie własnych domniemań + wynikowe napęcznienie ego + wzrost pogardy dla audiofilów - no to musi być odlot, i jestem pewny, że wtedy nie ma już znaczenia, jak system gra. Zresztą to i tak byłby wytwór mózgu na podstawie jakże zawodnej percepcji.