Przyklad celowo przejaskrawilem, ale znow co do zasady z moich obserwacji jest typ sztuki o ktorym choc sie nie znam bez problemu moge powiedziec ze jest "sztuką dla sztuki" czyli wg jednej z definicji ostatnich lat "czyms czego nie bylo wczesniej".
:-)) Lancaster, gdyby "sztuką dla sztuki" (czyli czymś, rozumiem, bezwartościowym) było wszystko "czego nie było wcześniej" to nie byłoby samej sztuki czy też muzyki...., nie byłoby rozwoju, ewolucji, muzycznych epok, wieku XX i broń Boże wszelkich przejawów modernizmu.
Brednia do kwadratu.
W "muzyce poważnej" mówię "sztuka dla sztuki" np. o preparacji elektroakustycznej, o wyskokach Johna Cage'a i o często jałowym eksperymentatorstwie lat 50-tych ubiegłego wieku (bo ja straszny konserwa muzyczny jestem - tak jak Penderecki), ale stawiają mnie do pionu w odpowiednim wątku koledzy, i pewnie słusznie, bo owi entuzjaści "nowego" wiedzą, że muza umiera bez eksperymentu, zmiany języka, eksploracji stylistycznych, i twórców w awangardzie.
A czy nie trzeba mieć pewnego (sporego) bagażu osłuchania, o wrażliwości nie wspominając, wiedzę pomijam, żeby mówić o sobie, że się bez pudła wskaże co jest dobre w sztuce wysokiej, a co zupełnie do kitu ("sztuka dla sztuki"). Podziwiam Twoją pewność siebie, "choć się nie znasz" :-))
Co do muzyki Pendereckiego, w wątku "muzyka XX wieku" zostało napisane bardzo wiele. Polecam lekturę, to raptem kilkadziesiąt stron.
BTW. "Sztuka dla sztuki" jest hasłem, które niektórzy modernistyczni twórcy biorą na sztandary (czysty estetyzm bez jakiejkolwiek praktycznej roli) Ja, za Benjaminem Brittenem, uważam, że sztuka (piękno) jest dla ludzi, po to by cieszyć, wzruszać i przenosić (chętnych i gotowych) w inny, lepszy wymiar.