Moim okiem i uchem...
Antique Sound Labs Twin Head
Jak już pisałem ja i Koledzy w innym wątku, spotkaliśmy się w cztery osoby u Piotra Ryki, trzech słuchawkowców i moja cierpliwa narzeczona. Źródłem dla Twin Heada był Cairn Fog v.2 upgradowany, a sygnał płynął przez Tara Labs Air 1. System jak dla mnie w całości nieznany, więc mamy jedno równanie i dwie lub trzy niewiadome w kwestii odpowiedzialności za dźwięk. Podłączenie w późniejszym czasie RudiStora NX33 dostarczonego przez @fallowa wskazało jednoznacznie, za co należy "obwinić" Cairna, jako że prezentacja zarówno wprost z gniazda słuchawkowego Twin Heada w trybie OTL, jak i Twin Heada w roli przedwzmacniacza dla końcówki mocy Gain Stage II napędzającej AKG K1000, dawała pewne cechy wspólne prezentacji słuchanej muzyki. Tak więc po rozwiązaniu tego sprzętowego układu równań jawi się nam sylwetka Twin Heada, a jaka ona jest? O tym za chwilę.
Na początek nieco o wyglądzie Twin Heada. Otóż wzmacniacz składa się z dwóch bloków - zasilacza lampowego i wzmacniacza słuchawkowego oraz pre w jednej obudowie. Obydwa segmenty urządzenia mają tych samych rozmiarów obudowę z lampami zainstalowanymi od góry na zewnątrz, dodatkowo bardziej z tyłu obudów znajdują się kondensatory i transformatory. Każdy z segmentów ma rozmiar mniej więcej dwóch kompletnych wzmacniaczy słuchawkowych OTL, jakich jest sporo w ofercie z pogranicza DIY oraz paru producentów azjatyckich. Tutaj mamy urządzenie dwuczęściowe i znacznie bardziej rozbudowane. Jakie daje to korzyści? Bardzo duże. :)
Wyobraźmy sobie urządzenie, które wznosi się ponad słabostki jakościowe, potrafi wszystko odegrać, co do niego wpływa poprzez wejście sygnałowe, bez przekłamań, niedostatków, podbarwień, spłaszczeń i wszelkiego rodzaju innych wtretów. Ot, taki sobie kompletny wzmacniacz, w tym przypadku słuchawkowy. Urządzenie takie nie posiada żadnych regulatorów barwy, kompresorów, filtrów i innych dodatków mających na celu przeważnie przykuć uwagę do efektów odwracając ją od słabostek. Zawsze podstawowymi pytaniami o sygnaturę dźwięku danego urządzenia są "co?" i "jak?". W kategorii "co" mieści się cała jakość dźwięku, odpowiedzialność za jego kompletność czyli rozpiętość tonalną, dynamiczną, plastyczną, przestrzenną, swobodę i niezależność grania instrumentów, szeroko pojęty realizm, itp. Zostaje jeszcze pytanie "jak?". "Jak" odpowiada za emocje. Inaczej ten sam koncert fortepianowy Chopina na tym samym dobrze zestrojonym instrumencie zagra Ivo Pogorelić, a inaczej Rafał Blechacz. Inne będą akcenty, zwroty tempa, sposób naciskania klawiszy, itd., a jako że mówimy o emocjach, aż nie wypada dalej szukać odnośników ze sfery fizyczno-materialnej. Można sobie wyobrazić jeszcze inny eksperyment lub porównanie - niech ten sam pianista z tym samym instrumentem znajdzie się raz w wielkiej gotyckiej katedrze, rozświetlonej słońcem wpadającym przez witraże, innym razem w surowej i mrocznej scenerii budowli romańskiej, a kiedy indziej w filharmonii. Odbiór będzie inny, klimat odmienny, a muzyka i wykonanie nadal na mistrzowskim poziomie.
Czyli doszliśmy od odpowiedzi na pytanie, po co Twin Head jako całość funkcjonalna ma tyle lamp, i dlaczego urządzenia lampowe mają je zazwyczaj łatwo dostępne. Otóż w takim Twin Headzie, który gra wszystko co dostaje, i nie zdarzają się mu żadne potknięcia, można tę jego prezentację dalej modelować, wybrać sobie nastrój, w jakim zagra muzyka, pozmieniać akcenty, dobrać ilość i barwę oświetlenia sali koncertowej, przybliżyć ucho bardziej do jednych instrumentów niż do innych, itp. Wszystko to odbywa się za sprawą zmiany lamp, w dowolnej części Twin Heada. Tutaj nawet lampy prostownicze mają znaczenie dla brzmienia całości. Przyjmujemy, iż w naszej kolekcji lamp zostały już tylko te, które grają wszystko dobrze, a jedynie po swojemu, i w rezultacie zostaje nam i tak mnóstwo kombinacji zestawieniowych. Pięć lamp razy ilość dostępnych odmian danego modelu może sięgnąć wyniku trzycyfrowego. Ja miałem do czynienia z kilkoma kombinacjami. Odsłuch rozpoczął się od Ultrasone Edition 9 w obecności Emission Labs 45 mesh plate na kóncówce OTL, innych lamp nie zapamiętałem, gdyż mało się orientuję w typach i producentach. W każdym razie optymalne lampy dla tych słuchawek. Co one takiego czynią, że Edition 9 zyskują właśnie z nimi dodatkowych atutów?
Pierwsze co zwraca uwagę, dźwięk już nie jest taki mechaniczny, jak to bywa z Ultrasone w nietrafionym towarzystwie. EM 45 mesh plate to według recenzenta z 6moons.com bardziej "halucynogenna" odmiana lamp 45 w przeciwieństwie do solid plate, stawia bardziej na euforyczność i bogactwo harmoniczne średnicy oraz, co ja słyszałem, przyjemne dobarwienie sopranu, nadanie mu ciekawej, złotawej barwy i delikatnego ocieplenia. Dźwięk jest spójny, homogeniczny, ale nie sztucznie wygładzony, a w taką manierę mogą E9 pójść. Nie tutaj. Dynamika bez żadnych zastrzeżeń, a bas w żaden sposób się nie narzuca, pełni rzetelnie swoją rolę. Doceniamy go za to że jest, i że nie pcha się przed szereg swoją unikalnością. Wzmacniacz z tymi lampami świetnie trzyma rytm, noga i głowa "współpracują" z jazzmanami. Instrumenty rysują się tam, gdzie powinny stać. Czyżby świetna odpowiedź czeskiego producenta lamp, mimo iż podparta dekadencją, na twardo stąpający po ziemi i zaawansowany niemiecki engineering? Weźmy inne słuchawki innego producenta także zza Odry - Beyerdynamic DT880 Pro. Nie uważam ich za najlepsze słuchawki dynamiczne na świecie, ale są w absolutnej czołówce jeśli chodzi o stawianie kawy na ławę, wyłuszczania niedostatków sprzętu, tudzież nagrania, gdyż są to słuchawki praktycznie studyjne, ale z lekko kremową tudzież pluszową, a świecie smaków słodką średnicą, zwłaszcza w średnim zakresie. Przy tym wszystkim są dość analityczne i potrafią zbudować niemalże dowolną scenę, akustykę lub obrazy instrumentów. Są słuchawki, które potrafią zrobić to bardziej dobitnie, na przykład Grado RS1, ale tutaj chodzi o kompletność prezentacji i pewną neutralność interpretacyjną. No to wpinam Beyerdynamiki.
Pierwsze zaskoczenie natury technicznej - wzmacniacz z końcówką tranzystorową bez żadnych rezystancji na wyjściu będzie grał tym ciszej im wyższa jest impedancja słuchawek. Twin Head w trybie OTL zachowuje się odwrotnie - 250-omowe DT880 Pro zagrały głośniej niż 32-omowe Edition 9, więc zamiast podgłośnić musiałem przyciszyć. Wynika z tego, iż wysterowanie słuchawek w trybie OTL nie ma charakteru czysto napięciowego, a bardziej prądowy, bez wykorzystania parametru końcówek krzemowych jakim jest współczynnik tłumienia. No ale zostawmy ten techniczny niuans, bo chodzi o efekt, a nie dopasowanie go lub nie do jakiejś tam teorii.
Beyerdynamic DT880 Pro z EM 45 mesh plate pokazują swoje drugie, bardziej audiofilskie oblicze. Ich barwa średnicy w połączeniu z bogactwem harmonicznym lamp Emission Labs daje urzekający i fantastyczny efekt. Instrumenty są sporych, bardzo naturalnych rozmiarów, gra wraz z nimi mnóstwo powietrza, atmosfera się zagęszcza i uszczelnia, i nie ma w ogóle mowy o analitycznym podejściu do muzyki w tym zestawieniu. Raczej podejście w gatunku realizmu koncertu kameralnego, ale w gęstej, zadymionej atmosferze lekko podsyconej gatunkowymi trunkami. DT880 Pro jeszcze raz pokazały klasę, a także drzemiące w nich możliwości. Niestety nie skonfrontowałem ich możliwości z Sennheiserami z braku czasu, ale tego dokonam za jakiś czas na swoim sprzęcie.
Do akcji wkorczyły też Grado GS1000 i przekablowane kablem Conducfil Creative Aurvana Live! Jako iż zgodziliśmy się po wstępnym przesłuchaniu, iż z tymi Creative coś jest na rzeczy, skonfrontowałem je sobie z Edition 9 w cały czas tym samym zestawie lamp w Twin Headzie. Pierwsze, co odróżnia CAL od E9 to zjawisko, które jest w zasadzie ambiwalentne, bo może być wadą, ale też zaletą. Jako wada nazwiemy je mniejszą dyscypliną, jako zaleta będzie to większa swoboda - rozchodzenia się dźwięku, wybrzmień, pokazania barwy dźwięku. Poziom jakościowy jak dla mnie zasadniczo podobny, ale gdzie różnica? Wyobraźmy sobie lepszego rysownika, który dostał do rąk kredki woskowe, a drugi to nieco mniej utalentowany, choć świetnie nauczony warsztatu artysta plastyk, który dodatkowo dostał dobrze zastrugane kredki klasyczne. Jak to się ma do słuchawek? Najprościej ujmę to tak - Creative mniej dokładnie rysują bardziej prawidłowy kształt instrumentu, Edition 9 lepiej przelewają na papier, a bardziej na membranę bębenka usznego, swoje dobre, ale nie perfekcyjne wyobrażenie o danym instrumencie. Do pełni szczęścia przydałoby się więcej dosłowności w Creative. Jak im w tym pomóc? Wymienić lampy w zasilaczu, a dodatkowo na końcówce umieścić 2A3. @fallow stwierdził, że prezentacja najbliższa mojemu sprzętowi na tych słuchawkach. Jaki wniosek z tego? Wydatek na Twin Heada - ten Piotra posiada także DACTy po jednym na kanał i lepsze kondensatory audio doinstalowane z tyłu wzmacniacza - daje nam bardzo duże możliwości, nie trzeba kupować kolejnego wzmacniacza, zmieniać interkonekt, na kolejny równie zacny i drogi, a jedynie inaczej grający, bo wszystko można sobie dobrać lampami. Można by powiedzieć komuś - daj mi posłuchać swojego toru słuchawkowego, a ja go odtworzę w moim Twin Headzie. :) Co tu dużo pisać - wzmacniacz dźwiękowo kompletny i bardzo elastyczny w budowie nastroju i rozkładaniu akcentów w muzyce. Jest to świetny sposób na skompensowanie charakterystyki słuchawek lub źródła, ale tutaj uwaga: źródło musi grać kompletnie i bez potknięć, bo te wyjdą na słuchawki bez krępacji. Ja się dopatrzyłem dwóch niuansów, o które posądziłbym Cairna, ale że nie jest on przedmiotem recenzji, i niczego nie utrudnił, a raczej dostarczył świetną barwę instrumentów, dynamikę, pogłosy, akustykę i atmosferę, a w parze z Twin Headem można się już tylko cieszyć muzyką, to nie będę tych drobnostek wyłuszczał.
O Twin Headzie w roli przedwzmacniacza będzie więcej w opinii na temat słuchawek AKG K1000. Tymczasem czuję, że muszę kończyć tę przydługą opinię. Kwestie grania innych słuchawek rozstrzygnę jeszcze w miarę swoich możliwości w innych postach. Postaram się uszczegółowić wrażenia z GS1000, CAL przekablowanych w sposób zbalansowany i nie, itp.
Zostawiam ten pierwotny strumień świadomości bez poprawek, więc proszę mi wybaczyć ewentualne powtórzenia słowne i niedostatki interpunkcji. ;) Piotrowi Ryce dziękuję jeszcze raz za udostępnienie zacnego sprzętu do odsłuchu oraz zapewnienie świetnej atmosfery na meetingu w piątek.