Heed CanAmp, czyli rock\'n\'roll na AKG K701
W związku ze zbliżającą się emigracją do UK (praca lekarza w Polsce staje się coraz bardziej pozbawiona sensu) stanął przed koniecznością skompletowania małego zestawu słuchawkowego, który bez większych trudności będę w stanie ze sobą zabrać. Ponieważ Sugden Headmaster (SH) jest duży i ciężki, więc nieuniknione stało się kupienie małego wzmacniacza do moich K701 i jakiegoś źródła (wybór padł na MHDT Paradisea 3+ DAC zasilany iTunes i plikami Apple lossless z MacBooka Pro). DAC właśnie leci do Polski (napiszę jak dotrze, bo to chyba mało znana w Polsce manufaktura).
Wybór CanAmpa został podyktowany dwoma względami - bardzo sobie cenię brzmienie K701, ale od samego początku przeszkadzała mi nieco pewna ich zwiewność i nieznośna lekkość bytów muzycznych. Ponieważ na head-fi.org zestawienie K701 + CanAmp jest bardzo chwalone przez licznych użytkowników takowego, szczególnie ze względu na ich doskonałą synergię - postanowiłem spróbować, a ponieważ akurat CanAmp pojawił się w pobliskim salonie audio - nabyłem go drogą kupna. Przez cały dzień wzmak wygrzewał się ładnie raczony kolejnymi płytami, bym wreszcie po skończonej pracy mógł oddać się odsłuchowi. Na ten pierwszy raz wybrałem przygotowanego kiedyś przez siebie muzycznego składaka (Miles Davis, Misia, Koncerty Brandenburskie, Janis Joplin, Pink Floyd, Petula Clark, Dead Can Dance, Erykah Badu i Simon Shaheen [http://www.lastfm.pl/music/Simon%2BShaheen%2B%2526%2BQantara - polecam] – czyli muzyka różnorodna, w sam raz do testów). Za źródło robił Sugden Headmaster – fajny, muzykalny, raczej spokojny i nieco powściągliwy. Sprzęt towarzyszący: szklaneczka Ballantine\'s z wodą, bez lodu i kot.
Początek był niezły, aczkolwiek bez wielkich rewelacji. AKG zagrały Davisa tak jak lubię – klimatycznie, spokojnie, ale nie bez emocji. Przestrzeń i średnica (najsilniejsze strony tych słuchawek) – podobne jak na SH, bez większych różnic. Na drugim utworze (Petula Clark, Downtown) zadziało się coś nowego – zwiększyła się nieznacznie liczba detali (wybrzmienia, pogłosy), a całość miała większą niż na SH masę. O ile zwiększenie szczegółowości niespecjalnie mnie interesuje, to druga z tych zmian bardzo mi się spodobała – AKG zagrały wreszcie tak, jak grać powinny – pełnym, a jednocześnie przestrzennym brzmieniem. Koncerty Brandenburskie ujawniły kolejną różnicę – najbardziej lubię pierwszą część trzeciego koncertu – szczególnie za jej emocjonalność i pełen pasji przekaz. Tego czasami na AKG było za mało – były zbyt lekkie, zbyt zwiewne, żeby pokazać prawdziwą emocję i namiętność. Z CanAmpem udało im się to wybornie. Nie wiem, czy wynika to z wypełnienia brzmienia, czy też z większej niż w SH szybkości, a jednocześnie pewnego ocieplenia, w każdym razie efekt był znakomity. Bas na płycie Eryki wypadł też lepiej niż na SH – był bardziej pełny, „materialny”. Następna w kolejności była Gaba Kulka ze swojej świetnej płyty Hat, Rabbit. Krótko: był czad. Takiego grania jeszcze nie słyszałem w domu :-) Wokal Gabrieli jak rozpędzony pociąg, ja grający na powietrznej gitarze i ta perkusja.. Rewelacja. To samo zadziało się na fado w wykonaniu Misi – wokal jak to na AKG cudowny, ale tych emocji nigdy wcześniej aż tyle w tej muzyce nie było :-) Następni w kolejce byli moi ulubieńcy z Cambridge. Końcówka z Dark Side.. wypadła jak zwykle genialnie, ale tym razem istotnych różnic w porównaniu z SH nie było. Na Dead Can Dance ponownie brzmienie było bardziej pełne, nadal przestrzenne, ale przestrzenność CanAmpa jest inna niż w przypadku SH. W SH ma się wrażenie, że pomiędzy poszczególnymi instrumentami panuje pusta, pozbawiona dźwięków przestrzeń – tak jakby całość była rozproszona na zbyt dużej powierzchni. Wynika to moim zdaniem z faktu, że SH gra jak typowy rzemieślnik – nic nie upiększa, robi swoje jak mu źródło każe. W przypadku CanAmpa przestrzeń jest nadal, ale jest ona cała wypełniona dźwiękiem – jest go.. więcej? jest on bardziej gęsty i masywny. Nie ma go przy tym „za dużo”, brzmienie pozostaje cały czas przejrzyste, ale znika ta niezbyt korzystna tendencja K701 do „odchudzania” muzyki. Na koniec Shaheen zrobił na swoim oudzie to samo, co kilkanaście minut wcześniej zrobiła Gaba Kulka – mnóstwo, naprawdę mnóstwo energii, mnóstwo pozytywnego grania, aż się czuło, że facet musiał się doskonale bawić wygrywając swoją muzykę.
Podsumowując: świetny wzmacniacz do AKG K701 – zachowuje ich najsilniejsze strony – pełną średnicę, przejrzystość, a jednocześnie uzupełnia niedobory – wypełnia brzmienie, dodaje ciała i masy. Bas dużo lepszy. I do tego wulkan energii, gra podobna nieco do szkoły Naima, nawet na moim grającym w stylu pipe&sleepers CDMasterze, aż strach pomyśleć co się będzie działo jak Paradisea dotrze :-). Do tego ładnie wygląda i jest niedrogi. Wady: mocno się grzeje, brak zabezpieczeń powoduje, że przy wyłączaniu cicho „strzela” w słuchawkach. A, największa wada – ręka sama wyciąga się do potencjometru.. głośniej.. głośniej..
________________________
Rescuing Music from Technology