Audifilizm, według mnie, wcale nie wymaga wydawania ogromnych kwot.
Kompletnie nie polega on, na kupowaniu najdroższych na rynku klocków.
Karol, czy to nie Ty napisałeś, że bez względu na oczywiste różnice pomiędzy słuchawkami (systemami), podczas słuchania muzyki po pewnym czasie przestają mieć one znaczenie, ponieważ
przyzwyczajamy się do takiego czy innego rodzaju prezentacji...
To byłeś Ty, prawda ? :-)
Myślę, że to jeden z najistotniejszych wniosków jaki się tu w ostatnich miesiącach (latach) pojawił.
Ja to zawsze mówiłem, ale ja jestem margines (osoba z nastawieniem "anty") dlatego nikt nie zwraca już na moje ekstremizmy uwagi ;-))
Oczywiście przeciętny audiofil wzruszy na to ramionami, a młody zapaleniec, który właśnie zaczął lustrować fora audio, i tak będzie musiał wydać odpowiednio nieprzyzwoite (dla siebie) pieniądze, żeby na koniec (jeśli jest rozsądny) dojść do wniosku, że ta zabawa ma dla odbioru muzyki znaczenie trzeciorzędne.
I wcale nie twierdze, że nie warto poszukać swojego brzmienia. Pewnie warto. Takie zabiegi mogą potrwać np. kilka tygodni (w porywach do kilku miesięcy). A potem już używamy naszych systemów do słuchania muzyki :-), jeśli oczywiście o samą muzykę tu chodziło. Każdy samokrytyczny "żongler" tego forum musi jednak przyznać, że w pewnym momencie sprzęt zaczyna żyć własnym życiem - sam dla siebie (tylko nie piszcie za Pacułą bredni o przenikaniu i uzupełnianiu się sprzętologii z muzyką) :-)
Kolega Mikołaj właśnie skonstruował kolejną brzmieniową "torpedę", kolega Majkel zapewne również szykuje już jakieś przełomowe rozwiązania (obaj z pewnością nie będą narzekać na brak klientów - czego im oczywiście życzę). Wkrótce pojawią się następne flagowe monstra słuchawkowe za grube tysiące (sam się łapię na tym, że od czasu do czasu włażę na stronę Beyera w poszukiwaniu informacji o słuchawkowych nowościach ;) ) Musi się kręcić, i kręcić się będzie !
P.S.
Słucham albo z dziury cd (T70), albo za pomocą całkiem dojrzale brzmiącego, w pełni lampowego (choć budżetowego) systemu (T90). Różnice ewidentne. Oczywiście, ponieważ u mnie chodzi zawsze tylko o muzę, po kilku minutach nie ma żadnego znaczenia, że słucham w takiej czy innej konfiguracji sprzętowej. Ostatnio doszedłem nawet do wniosku, że pomimo ewidentnych przewag zabawek audiofilskich, "dziura cd" gra jakby gęściej i bardziej "fizycznie". Ma to swoje plusy. Jedynie te najlepiej nagrane płyty potrafią sprawić, że brzmienie audiofilskich zabawek powoduje opad szczęki. To się zdarza rzadko, ale się zdarza. I wtedy... też jest fajnie.