Zainspirowany wpisami szanownych kolegów chiałbym podjąć wątek tzw. "neutralności" i "realizmu" przekazu muzycznego. Zapewne większość z nas - przynajmniej w przybliżeniu - wie jak wygląda proces realizacji nagrań, ale mimo to pozwolę sobie napisać kilka słów na ten temat. No bo co innego przyjąć do wiadomości a co innego zdawać sobie z czegoś sprawę.
Wstęp czyli:
prześledźmy drogę sygnału akustycznego (i elektrycznego) na przykładzie gitary akustycznej:
0. Instrument
1. Mikrofon(y)
2. Wzmacniacz(e) mikrofonowy(e)
3. Konsola
4. efekty sprzętowe lub programowe (opcjonalnie)
5. Sprzętu nagraniowy (Komputer + przetworniki A/C lub magnetofon + taśma analogowa)
6. Sprzęt masteringowy
7. Technologia zapisu materiału na nośniku
8. Odtwarzacz muzyczny
9. Wzmacniacz sygnału
10. Przetworniki elektroakustyczne (zestawy głośnikowe, słuchawki)
11. Ucho ludzkie
12. Mózg, też ludzki
Rozwinięcie czyli:
co wynika z tak zestawionego toru ? Otóż moim zdaniem jedynie to, że nawet muzyk nie słyszy swojej gitary identycznie z kolegą stojącym obok w tym samym pomieszczeniu, gdyż otwór rezonansowy skierowany jest prostopadle do jego uszu podczas gdy kolega słyszy go (w przybliżeniu) "równolegle". Oczywiście sygnał biegnie przez mikrofon a nie przez uszy muzyków ale moim zdaniem to pierwszy moment, w którym pojęcia "neutralności" i "realizmu" zaczynają nieco blednąć.
Z mikrofonu sygnał przedostaje się za pośrednictwem wzmacniacza mikrofonowego do konsoli. To oznacza, że znaczenia nabiera charakterystyka mikrofonu wraz z jego ustawieniem w przestrzeni i jakością z jaką przetwarza sygnał. Zmieńmy jeden z tych czynników i BOOM ! - otrzymujemy inne brzmienie. Wzmacniacz mikrofonowy doda lub odejmie trochę od siebie i...BOOM ! - ponownie inne brzmienie.
Podłączamy to badziewie do konsoli np. szanowanej firmy Neve i następnie do innej, równie szanowanej - SSL. I co ? BOOM ! - brzmi inaczej. Wpinamy efekty (n.p.urządzenie pogłosowe) firmy X lub Y - znowu inna bajka.
Następnie wyjście konsolety podpinamy pod magnetofon lub komputer z przetwornikiem A/C. Taśma "X" na magnetofonie "Y" zabrzmi inaczej niż taśma "Z" na tym samym magnetofonie, o innym już nie wspominając. Z komputerami sprawa ma się podobnie - co interfejs audio, to nieco inny charakter brzmienia.
W dalszej kolejności materiał jest miksowany przez realizatora, który - jak każdy z nas - ma swoje preferencje i ustawia miks pod siebie, ewentualnie producenta muzycznego czy artysty albo znajduje jakiś kompromis między stronami. wszyscy oni odsłuchują ten materiał na jakimś sprzęcie, więc jakość głośników / słuchawek (oraz wzmacniaczy je napędzających) ma tutaj moim zdaniem kapitalne znaczenie.
W końcu gotowy miks ląduje w masteringowni, gdzie za pomocą różnego typu kompresorów, limiterów, equalizerów i innych "polepszaczy" nagraniu nadaje się ostateczny szlif i przygotowuje do produkcji. Gdyby po
drodze w każdym z powyższych etapów pobawić się jeszcze zasilaczami, lampami, strunami i kabelkami to doprowadziłoby nas do obłędu, czego nikomu nie życzę, więc pozostawmy ten temat.
Czy to z taśmy matki czy z pliku - nagranie wędruje na nośnik. Tyle, że przeważnie trzeba je przedtem skonwertować do odpowiedniego formatu czyli ponownie poddać obróbce na jakiś tam urządzeniach, które też zostawiają swój dźwiękowy "odcisk palca". W przypadku konwersji z taśmy na formaty cyfrowe będzie to przetwornik A/C, z cyfry na cyfrę prościej, chociaż nie do końca ze wzgl. na mnogość tych formatów (DVD-A, SACD, FLAC, BluRay itp.). Płyty winylowe to osobna historia, która wymagałaby chyba osobnego wątku.
Tyle od strony produkcji.
Po przeciwnej stronie barykady stoją melomani, czyli my. Włączamy sobie źródło (gramofon, CD, komputer itp.) i zaczyna się mielenie przez "neutralne" składniki toru po naszej stronie. A to wkładka gramofonowa firmy "X", a to przetworniki C/A marki "Y" (ponownie) a to głowica magnetofonowa producenta "Z". Dalej znów wzmacniacz "X", który jest oczywiście bardziej "przejrzysty" od modelu "Y". Następnie pojawiają się kolumny równie doskonałe jak wzmacniacze a akustyka pomieszczeń odsłuchowych oczywiście nijak się ma do tego, jak muzyka dociera do naszych uszu. Uszów. Nie, uszu. No i do mózgu, chociaż odnoszę wrażenie, że jest on najmniej niezbędny w niektórych gatunkach muzyki. W przypadku słuchawek akustyka odpada za to pojawiają się inne problemy ale pomińmy ten temat, bo nie o tym mowa.
Zakończenie czyli:
wnioski jakie nasuwają mi się po lekturze mojego własnego tekstu sprowadzają się w zasadzie do dwóch punktów:
1. Nic takiego jak "neutralność","realizm" czy "wiarygodność" przekazu muzycznego nie istnieje, bo za dużo jest czynników, które ten (i tak niedookreślony) realizm po drodze zakłócają.
2. Dobrze zrealizowane nagranie to takie, które słucha się z przyjemnością zarówno na zestawie jak i na słuchawkach, niezależnie od tego jaką metodą zostały wykonane.
Zapraszam do dyskusji i jednocześnie zaznaczam, że wpisy typu "ty łysy debilu" będę ignorował :-)