Widzę że Marcow się zniechęcił, no to chyba trzeba trochę podlać temat, żeby się Muza XX wieczna w forumowy niebyt ostatecznie nie obsunęła.
A powód mam pierwszorzędny, albowiem byłem sobie wczoraj na pysznym koncerciku w NOSPRze. Niezależnie od wysokiej jakości wykonawczej, wczorajszy repertuar zestawiono w sposób absolutnie fantastyczny:
In memoriam Witold Lutosławski
dyrygent Hubert Soudant
solistka Tamara Stefanovich
Martin – Passacaglia na wielką orkiestrę
Roussel – III Symfonia
Ravel – Koncert fortepianowy D-dur na lewą rękę
Ravel – II Suita Dafnis i Chloe
Z powyższego zestawienia nieznana mi była jedynie Passacaglia. Znakomita, przejrzysta, czytelna od pierwszego kontaktu - Passacaglia okazała się dla mnie zaproszeniem do twórczości Franka Martina. Jeśli ktoś reaguje alergicznie na takie pojęcia jak "dodekafonia" czy "atonalność" a jednak szuka muzy XX wiecznej, nowoczesnej choć nieprzekombinowanej, powinien sięgnąć po Martina. Niby wykorzystuje kompozytor technikę dwunastotonową, ale podobnie jak Alban Berg robi to w taki sposób zeby pozostawić 100 % muzyki w muzyce
:-)) Nie trzeba się więc drapać po głowie i w nieskończoność katować niezrozumiałą papką. Muzyka jest od poczatku do końca. I co ważniejsze, działa od pierwszych dzwięków. Będę sobie Martina w trybie pilnym do domu sprowadzał.
III symfonię Roussela znam bardzo dobrze. Świetna, i w częściach szybszych i w lirycznym adagio. Zwłaszcza adagio z rewelacyjnymi wstawkami solowymi pierwszych skrzypiec (wczoraj jak zwykle siedziałem 3 metry od pulpitu, pierwszych skrzypiec i solistki) zrobiło cudowne wrażenie. Całość, dla miłosników muzyki XX wiecznej, to pozycja obowiązkowa. Zresztą niesłychanie wysoko cenił ją sobie nasz Witold Lutosławski.
No a po przerwie dwa desery !
Pierwszy raz usłyszałem na żywo koncert D-dur Rawela na lewą rękę. Uczta dla ucha i oka. Nie mieściło mi się w głowie, ze partia fortepianu tak bogato i żywo brzmiąca, wykonywana jest jedną ręką i to w dodatku lewą. A jednak tak się w tym utworze dzieje - widziałem na własne oczy :-)). Pani Stefanovich spisała się na medal, choć miałem wrażenie, ze trochę nadużywa pedału, przez co treść się trochę zlewała, i było momentami nieczytelnie. Z drugiej strony tak właśnie trza to grać, zeby partia solowa nabierała mocy i rozmachu.
Zróbcie eksperyment, posłuchajcie z płyty tego utworu a potem powiedzcie szczerze, czy to się mieści w pale, ze na forteklapie jedzie tam tylko jedna, lewa ręka ??? :-)
"Dafnis i Chloe". Trochę nieszczęśliwie, po tak piramidalnej dawce emocji przyszło mi smakować suite z tego baletu. Oj trochę zbyt radykalne było to wyciszenie. Pewnie marudzę, ale ja się momentami nudziłem. Juz mnie tyłek bołał, a tu zaserwowano mi muzę trochę bez kośćca, taką lewitująco - elficką ;-)), taką unoszącą się w powietrzu, ilustracyjną (w końcu to muza do baletu). Mimo wszystko piękne to było, ale juz bez tego ciężaru i emocji.
A pod koniec miesiąca VII Brucknera ! Oczywiście kopnę się by sobie pokosztować tej romantycznej chałwy ! Bo choć to gęste ponad miarę, to strasznie lubie się tą muzą zajadać.
:-))