6. FESTIWAL PRAWYKONAŃ POLSKA MUZYKA NAJNOWSZA
kameralnie...
Piotr Moss – go where never before na chór i zespół instrumentalny**
Sławomir Kupczak – white over red na chór mieszany*
Jacek Domagała – Elegia na głos, klarnet, trąbkę, puzon, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i dzwonki*
Sławomir Wojciechowski - …play them back… na ansambl i elektronikę *
Justyna Kowalska-Lasoń – która wszystko tworzy, wszystko ochrania… na mieszany chór solistów, orkiestrę kameralną i dźwięki elektroniczne (live) *
oraz na dużej sali...
PRASQUAL – Muqarnyas na akordeon i podwójną orkiestrę w 6 grupach w przestrzeni*
Hanna Kulenty – III Koncert na trąbkę i orkiestrę*
Maciej Jabłoński – VI Symfonia Oneirophrenia na orkiestrę symfoniczną, warstwę elektroakustyczną i multimedialną*
Wczoraj spędziłem w NOSPR ponad pięć godzin. Istny maraton muzyczny. No ale czego się nie robi dla muzyki współczesnej :-)))
6. Festiwal Prawykonań dostarcza niezbitych dowodów na to, że w XXI wieku pisze się w Polsce muzykę a nawet ją czasami wykonuje ;-).
Najpierw kameralnie. Na widowni ludzie muzyki, pedagodzy, studenci, kompozytorzy (z Krzysztofem Meyerem na czele), odbiorców przypadkowych i zabłąkanych jak na lekarstwo (uff...) ale i tacy się znaleźli, choć o tym później.
Piotra Mossa, "Go where never before"... bardzo kameralny, klasycznie przejrzysty dialog między fletem, rożkiem ang, klarnetem, altówką a dwoma chórkami (Camerata Silesia). Skojarzenie z Brittenem natychmiastowe, zwłaszcza, że teksty Becketta głównie angielskie. Bardzo przyjemna w odbiorze kompozycja - podobało mi się.
"White over red" na chór mieszany a capella, Kupczaka. Znowu kłania się tradycja. Potrafię sobie wyobrazić, że tego rodzaju kompozycja powstaje w XIX wieku. Wdzięczne, choć potrzeby kolejnego przesłuchania brak...
Jacka Domagały, "Elegia..." na głos i grupkę instrumentów. To chyba mój faworyt pierwszego koncertu. Altowa partia solowa budzi skojarzenia z pieśniami Szymanowkiego, natomiast partia instrumentalna to klimaty około Webernowskie... Okazuje się, że można z powodzeniem połączyć Weberna z Szymanowskim. Mnie się bardzo podobało.
Potem wreszcie ktoś dołożył do pieca !
Sławomira Wojciechowskiego "...play them back..." :-)
Tak, już myślałem, że polska muzyka XXI wieku to gładkie pitu-pitu do poduszki. Wojciechowski wyprowadził mnie z błędu. Nareszcie można było powąchać trochę hardkorowej nowej muzy. Odjechane to, postrzępione, sonorystyczne (używam przymiotnika z pewną nieśmiałością :-)) ) Trochę szumów, jęków i efektów dźwiękowych (np. smyczkiem po boku pudła wiolonczeli) oraz elektronicznej preparacji. Cóż, działo się.
Gdzieś w połowie utworu dało się wyraźnie usłyszeć jęknięcie starszego odbiorcy płci żeńskiej "CO ZA MUZYKA !"
He, he... spowodowało to wesołość całego audytorium, a uśmiechów nie szczędzili sobie również instrumentaliści. Jakże symboliczna, szczera i spontaniczna reakcja ! :-)
Chyba najbardziej rozczarowującą kompozycją okazała się "która wszystko tworzy..." Justyny Kowalskiej-Lasoń.
Od początku dużo hałasu w stylu późnego Pendera (ja wolę oryginał). Zlana ściana dźwięku a mało czytelnej narracji. Nie podobało mi się.
Generalnie jednak, koncert kameralny na plus.