LST w wersji TS-S.
Długo wyczekiwany dotarł do mnie dwa tygodnie temu. Odsłuchy robiłem wspólnie ze Stefanem. Od tamtej pory, miałem kilka wieczornych sesji na dokończenie porównania LST & Accuphase A-46 wraz ze wzmacniaczami Stax i Sennheisera.
Wszystkie urządzenia były podłączone do wyjścia przedwzmacniacza, miały wyrównany poziom głośności i spięte były taki samymi interkonektami. W ten sposób, mogłem przełączać się dowolne pomiędzy systemami i w kilka sekund zmieniać wzmacniacze.
Accuphase i elektrostaty, kilka lat temu w ogóle nie brałem pod uwagę takiej możliwości. Przypuszczam, że nadal dla wielu to szok i nie zaszkodzi raz jeszcze powtórzyć, co to ten energizer, LRT i teraz opisywany LST. Ad rem prostymi słowami… urządzenie łączy się kablami głośnikowymi z wyjściem kolumnowych dowolnego wzmacniacza. W ten sposób przesyłany jest sygnał o niskich wartościach napięcia, który wchodzi do LST i po przekształceniu na transformatorach Lundahla na wyjściu otrzymujemy wysokie wartości napięcie. Zasilanie 230V jest potrzebne do uzyskania prądu stałego - BIAS-u dla słuchawek (500V Orpheus i 580V Stax Pro), do układu sterowania przekaźnikami w linii sygnału ze wzmacniacza, przełącznika i diody. Reszta, czyli dwa „serca-trafa” LST są pasywne względem zasilania 230V.
Myślę, że można nazwać LST adapterem, przystawką, konwerterem. Takie określenia dobrze pasują do funkcji jaką spełnia. Bo tak naprawdę, to on nie gra. Na pewno coś od siebie dodaje, choć to za sprawą urządzenia za nim, mamy dźwięk jasny lub ciemny, analityczny lub ocieplony, dobry lub taki sobie. Zatem, z dużym prawdopodobieństwem da się przewidzieć, co usłyszymy na słuchawkach, jeśli podłączymy znany nam wzmacniacz.
W moim przypadku nie było, ani zaskoczenia, ani rozczarowania. Już napisałem, że walory estetyczne zasługują na uznanie. W kwestii technicznej zdałem się na doświadczenie Ductusa do tego stopnia, że odważyłem się podłączyć do LST Orfeusza, SR-Omegę oraz dziewiątki. Zaufałem na całego, poświęcając ulubione słuchawki w tym dziewiczym odsłuchu, co bardzo rzadko mi się zdarza.
Sposób grania zestaw Accuphase A-46 & LST różni się od Staxa i Sennheisera. To wcale nie jest wada, wręcz przeciwnie, zakładałem, że tak być powinno. Niewątpliwą zaletą jest precyzja, która w połączeniu z absolutną ciszą tła jest pierwszą różnicą wobec rozwiązań lampowych w SRM-T2 i Orfeusza. Końcówka A-46 & LST pokazuje szeroką scenę, ale ustępuje konkurentom w jej głębokości. Trudno mi rozstrzygnąć, która prezentacja jest bardziej naturalna, jednak dystans planów w HEV-90 i T2 podoba mi się bardziej.
Słuchając nowej płyty Pink Floyd przez LST, nawet nie próbowałem przełączyć się na pozostałe wzmacniacze. W takim repertuarze adapter Ductusa i A46 pokazuje prawdziwie rockowy pazur. Bez czarowania, bez zbędnych audiofilskich „ą”, „ę” i bez audiofilskiego znieczulenia. Wszystko staje się widoczne jak w świetle jupitera. Z LST można wybrać się jeszcze dalej, w bardziej rokową podróż. W tych klimatach jest jak terenowe 4x4, może i mało eleganckie, za to odpowiedni do warunków.
W popie i muzyce elektronicznej urządzenie Stefana i Accuphase radziło sobie również na piątkę. Razem z Ductusem słuchaliśmy jakiegoś utworu Yello z potężnym basem, LST nie miał żadnych problemów z tym zakresem pasma. Podobnie, z płytą Rogera Watersa „Amused to death”, bogatą w liczne efekty dźwiękowe, fan factor był więcej niż dobry.
Tranzystorowy wzmacniacz może zauroczyć. LST na pewno w tym nie będzie przeszkodą. Ale Orpheus i T2 zachwycić słuchacza umie jeszcze lepiej. Tak, jak trzeszczący winyl urzeka fanów, tak, i lampa potrafi zachwycić swoim wyjątkowym brzmieniem. W teorii ustępuje parametrami, w praktyce nie. Do słuchania muzyki klasycznej, fortepianu, wokalu lub jazzu, zdecydowanie bardziej podobały mi się wzmacniacze Stax i Sennheiser. Moim zdaniem, komplet LST i A46 nie oczaruje słuchacza w taki sposób, jak konstrukcje lampowe. Oczywiście, nie można generalizować, bo jak czytałem wcześniejszy wpis Ductusa, nowy wzmacniacz Octave nieźle namieszał w dotychczasowym systemie Kolegi. Z Accuphase na LST przyjemnie brzmiały płyty Grechuty, Turnała i zespołu Pod budą. Ten sam repertuar ze Staxem i Orfeuszem słuchało się z jeszcze większym podziwem.
Dobrze, że mamy LST. Jeszcze lepiej, że mamy teraz większy wybór dla słuchawek. A najlepiej, że LST nie zrobił trzęsienia ziemi. Przecież nie o to chodziło konstruktorowi, a i ja na to po cichu liczyłem. Po dwóch tygodniach przygody z LST oceniam urządzenie bardzo pozytywnie. Podoba mi się, nawet bardzo. Jakość dźwięku konfiguracji Accuphase & LST w porównaniu z legendami, w ogóle nie sprawia dyskomfortu. Wyjątkowe jest brzmienie staruszków, tego nie można zakwestionować. Pomimo to, sporo frajdy daje mi słuchanie nowego zestawu.