STAX Top-of-the-line: nowy kontra stary - z przymrużeniem oka.
Tak mi się zdaje, że i tak nie rozwiążemy problemu, które flagowe słuchawki Stax-a lepsze. Te pierwsze SR-Omega, czy najnowsze SR-009. Jak widać z powyższych wpisów, wszystko zależy od preferencji, a nawet od pory dnia, czy nastroju. Spróbuję krótko przedstawić moje wrażenia. Dam sobie spokój z wadami, powiem co w nich najciekawsze.
SR-009
Słuchając ich nudzić się nie będziemy, to raczej pewne. Grają tak, jak wyglądają. Modelowo, precyzyjnie, naturalnie i do bólu prawdziwie. Fakt, nie mają już tej staksowej maniery. Obce im są określenia: czarujące, urzekające, bajeczne, etc. Dostajesz krystaliczny, czysty, niemal perfekcyjny dźwięk. Czy to zaleta? Niech zostanie, że tak. Niemal pewne, że jeśli zapytamy po kwadransie słuchania "i jak?" osiem na dziesięć osób powie "wow!". Jeśli kiedyś ludzie wymyślą audioviagrę dla słuchawkowców, to sugeruję nie stosować jej z 009. Doznań, może krótkotrwałych, będzie aż nadto.
SR-Omega
Zanim zdobędziesz te Omegi, ich się nie kupuje, wydaj pieniądze na wygodny fotel, nie bierz urlopu i zamów sto starych płyt. Czekaj. Bo, jak już Omega będzie twoja, to będziesz gotowy do wielkiej przygody. Zrobi się magicznie, nieziemsko i urokliwie. SR-Omega, to jedyny taki słuchawkowy wehikuł do podróży w czasie. Poznasz i polubisz panią Fitzgerald, pana Sinatrę, a jak fotel będzie dostatecznie wygodny, i szef ci na to pozwoli, to i wielkich klasyków sprzed wieków. Do tego gratis dostaniesz scenę muzyczną i holografię w rozmiarze XXL. Tak, Omega, to czarodziejka, która zawsze mówi prawdę.
;)