By odciążyć Wiktora i jego SR-009 (odsądzane już widzę od czci i wiary) chciałbym parę słów napisać odnośnie innych modeli.
Miałem ostatni okazję dzięki niezwykłej uprzejmości Ductusa ( i nie tylko ;), jeszcze raz wielki ukłony i podziękowania! ) posłuchać paru intersujących słuchawek ze stajni Staxa.
Na tapetę trafiły 2 złoto-czarne omegi mkI, SR-507, SR-Sigma, SR-Lambda Signature i na koniec jako ciekawostka SR-X oraz SR-5 wersja gold.
Pierwsza bardzo ciekawa kwestia - dwa egzemplarze omegi, oddalone od siebie datą powstania o mniej więcej rok i różnią się brzmieniem. Dla mnie wyłapywalna była różnica w górze pasma. Co ciekawsze, raz te sam egzemplarz sprawiał wrażenie że góra jest delikatniejsza, subtelniejsza a na innym materiale można było odczuć że jest jej więcej. Czy to kwestia jakichś różnic w przetwornikach o które to Stax jest podejrzewany, że po cichu wprowadza nie rozgłaszając tego, czy tylko i wyłącznie wynika z różnic w padach i nieznacznie innej akustyki dookołausznej? Nie wiadomo.
SR-507 - pierwsza rzecz jaka mi przyszła na myśl po założeniu ich na uszy to, że to lambdy grające sygnaturą omegi (przynajmniej O2mkI, którą znam), o ile taka karkołomna idea jest realizowalna oczywiście :). Zaczynam powoli rozumieć skąd sie bierze niepochlebna opinia (no pardon, może drobne rozczarowanie) co po niektórych użytkowników. Przywykli do starszych lambd i dostali z SR-507 dzwięk z większą ilością ciała, dociążony na dole, ogólnie mocniejszy, pchnięty sygnaturą w stronę omeg ale tego niestety nie da się połączyć bezboleśnie z lekkością i zwiewnością lambd bez pozostawienia "ran pooperacyjnych". Tak czy tak, wg mnie 507 to wspaniałe słuchawki. Na ten moment uważam, że z tego co słyszałem to idealny model dla tych co przechodzą z dynamików do świata elektrostatów i chcą to zrobić bezboleśnie i nie czekać aż ich dźwięk wciągnie lecz cieszyć się nim od pierwszych chwil.
SR-Sigma - to jest coś co w pierwszym momencie po założeniu na głowę powoduje niepokój. Z racji konstrukcji oczekuje się niesamowitych doznań, calkowicie innych niż "płaskie" lambdy ale tego do końca nie ma. Ale mam na myśli efekty na miarę kina domowego ;P. Tak naprawdę jest to sonicznie lambda, gra jak lambdy ale z jedną zasadniczą różnicą - w lambdach można poniekąd odczuć, że dźwięk wydobywa się z membran blisko uszu jak w innych słuchawkach o tyle w Sigmach on poprostu dociera do uszu i jest. Nie znając słuchawek z opaską na oczach niezwykle ciężko byłoby określić jak daleko i gdzie znajdują się membrany i to jest cały ich smaczek, który w pierwszym momencie ciężko wyłapać ale strasznie czaruje i powoduje, że się ich chce słuchać i posiadać w swojej kolekcji.
SR-Lambda Signature - perełka, najbardziej "lambdowa" lambda, słuchawki o najcieńszej membranie jakie Stax wypuścił, delikatność, precyzja, mikroszczegóły, jednym słowem esencja tego co podejrzewam niektórym zabrakło w modelu SR-507. Dół pasma oczywiście też ma ową delikatność, czyli innymi słowy mniejszą masę... ale jeśli ktoś szuka wspaniałego (już niestety kolekcjonerskiego więc nie łatwo dostać, choć to nie SR-Omega ;P ) reprezentanta serii lambda to właśnie ten model.
SR-X i SR-5 gold były odsłuchiwane raczej jako ciekawostka na koniec... a z racji tego że SR-Xy zmodyfikowałem w sosunku do oryginałów chyba nie ma co się rozpisywać na ich temat. SR-5 gold są bardzo cenionym modelem a na podstawie pamięci muszę przyznać że brzmią bardzo blisko oryginalnych SR-Xów (znawcy twierdzą, że współdzielą z nimi przetworniki). Jedno co mogę podpowiedzieć - w obu modelach da sie tak pomanewrować kablem, wytłumieniem i padami, że odejdą od oryginalnego brzmienia lekko vintage i mogą pokazać pazur.
I teraz creme de la creme - to wszystko było zasilane z Accu E-406V przez energiser LRT-1630. Dlaczego tak skoro pod ręką był SRM-717 i SRM-007tII?
O ile SRM-007tII pozostawał troszkę inny i można preferować lampę nad tranzystor i odwrotnie... o tyle Accu pędzące Staxy przez transformatory Lundahla dodatkowo z biasem ustawionym na 630V powoduje, że pierwsze przełączenie się na SRM-717 dla mnie stało się ostatnim.
Niech niedowiarkowie mówią dalej, że "energizer" nigdy nie zagra... problem leży w zrozumieniu tego że to nie on gra, gra wzmacniacz przed nim a on tylko dopasowuje ten wzmacniacz do słuchawek, pasywnie.
Ten tor miał polot, powietrze i mikrodynamikę lampy ale masę, makrodynamikę i przestrzeń zapewnioną przez E-406V.
Podniesiony bias w momim odczuciu dodawał troszkę dołowi ale nieznacznie, dla mnie zaniedbywalnie, natomiast całe dobro objawiało się w górze pasma - wyciągał szczegóły i to nie przesadnie ale pozytywnie, dokładnie tyle by nadal cieszyć się nie przerysowanym dźwiękiem. Uważam, po tym co usłyszałem że 630V jako opcja we wzmacniaczu to wspaniała sprawa.