Panowie,
Wiecie jak "cenię" Grado ale mam ostatnio trochę przemyślenia niż zwykle.
Facet w tym samym miejscu od lat robi słuchawki. Robi to jako jedna z ostatnich niezależnych firm słuchawkowych firm na świecie. Słuchawki mają pewną renomę i jakoś się sprzedają. Biznes mu się dopina i prawdopodobnie wiążą koniec z końcem.
I teraz pytanie. Po cholerę inwestować w ultra-high tech nową fabrykę w lepszej części miasta? Zwróci się? Łyknie przez to większy kawałek rynku?
Gdzie moim zdaniem tkwi problem? Głównym problemem jest moim zdaniem pewna część nawiedzonych audiofiów, których można zdefiniować jako tzw. pożytecznych dla branży idiotów. Pożyteczny idiota sądzi i że do produkcji słuchawek konieczne jest sterowane numerycznie centrum obróbcze i nie da się tego n.p. zrobić na zwykłej tokarce uniwersalnej. Pożyteczny idiota wyobraża sobie też, że słuchawki projektują inżynierowie-akustycy oraz spece od materiałów i drgań.
Zmierzam do tego, że to część z nas dorabia ideologię do w gruncie rzeczy stosunkowo prostej technologii jaka jest stosowana przy produkcji słuchawek. Jeżeli dodamy do tego element pobożnego podejścia do wysokiej ceny, przekonania, że prawie każdy następny model flagowy jest lepszy od poprzedniego to robi się nam totalna dezinformacja, której sam producent winny jest w stosunkowo małym stopniu.
Dlatego, moim zdaniem, trzeba krytykować nie tyle samego Johna i Indianki zatrudnione w Grado ale raczej tych pożytecznych dla branży "ideologów".
Napiszę tak. Szacun dla Johna, że wpuścił ekipę i pokazał wszystko bez lukrowania.