Wzmacniacz SOHA II odebrałem z powrotem, więc parę uwag na gorąco. Pierwsza taka, że zmieniłem stopień wyjściowy w DACu na ewidentnie bardziej prawdziwie grający z mniejszym dobarwieniem. Skutkiem czego kominkowe klimaty poszły w dal. Tym razem gra u mnie bardziej dosadnie i z bardziej artykułowanym dźwiękiem niż moje sprzęty, ale... sopran nadal jest jakby poza obszarem ostrości obiektywu i nadal nie ma takiego płynnego planktonu, który podnosi wrażenie obecności. No ale to niuans i koniec mojego wybrzydzania. ;) Mam tym razem GS1000i, czyli jakoby bardziej rozdzielczą wersję GS1000, mam też Sennheisery HD565. Posłuchałem muzyki operowej i Depeche Mode na razie. Zmiana na GS1000i jest nieistotna z punktu widzenia porównania, natomiast skoro przerobiłem dwa źródła, a w sumie mógłbym przegrzebać DACa jeszcze parę razy, ale nie wiem jak będzie z czasem, więc oprę się na pamięci. Na pewno SOHA II dobrze kontrastuje różne źródła - to na plus. Bardziej mi się podoba z tym rzetelniejszym, mniej czarującym wyjściem z DACa - też na plus. Wiem już, że to wynika z pewnego przerysowywania i jakby krótkiego echa, jakie buduje sposób grania SOHA II - to jest minus, a wynika najprędzej z globalnego sprzężenia zwrotnego. Czym to owocuje? Właśnie lekkim przerysowaniem wszystkiego, zwłaszcza faktury i basu, który wibruje i jest twardy, ale niezbyt punktowy. Tempo jest dobre, i wzmacniacz gra z przytupem, co cenię szczególnie, a brak tej cechy spycha u mnie urządzenia daleko w dół rankingu. Przestrzeń - szeroka i spora, ale na GS1000i niemal za uszy się pcha. Chwila przyzwyczajenia i jest OK. Dziurka i wzmak grają mi bardziej z przodu, do tego tym razem to one były cieplejsze barwowo i bardziej eufoniczne. Natomiast sopran cyzelowany, a bas bardziej punktowy, mniej chuligański. Komuś może się bardziej podobać z SOHA II i ja to zrozumiem. Niemniej filozofia grania SOHA II polega na tym echu, które zwiększa wibrato, delikatnie upraszcza i rozmazuje dźwięki, ale to jest jakąś tam wadą na GS1000i i innych mikroskopach słuchawkowych, natomiast weźmy takie Sennheisery HD 565 Ovation. Oboje niedoskonali, ale z wieloma pozytywnymi cechami, prostoduszni, o pozytywnej osobowości i z sercem do muzyki, jednak uzupełniający się. No i wystrzeliwuje z tego synergia! Cóż z tego, że słychać większą poprawność na moim sprzęcie, skoro wolę HD565 z SOHA II? Płynność i słodycz słuchawek kontra zdecydowanie i rozmach chciałoby się powiedzieć lekko po trupach SOHA II i powstaje wizja dźwięku z pogranicza magii. Aspekty techniczne przestają być interesujące, muzyka porywa i cieszy, ciało rusza się w rytm i jest fajnie. Wszystko pasuje, aspekty techniczne przestają być ważne. Muzyka jest najważniejsza. Trzeba ich spróbować z HD600, albo poczekać na recenzję Piotra. Ten dźwięk mi pasuje do Sennheiserów.