No właśnie, przecież 90-60-90 lepiej wygląda niż 75-75-75. :) Tak nawiasem, to wczoraj spróbowałem sobie kolejnego typu prostownika do zasilania wzmacniacza i stała się rzecz zadziwiająca - GS1000 zagrały czysto naturalnie, płynnie i bez odczuwalnych podbić, podkolorowań lub wyostrzeń. Pojawiła się zaś nieskrępowana naturalność, która ma tę cechę, że nie ma cech wybijających się. Tzn. jest jedna - realizm. Widać instrumenty, kształt, bębny jakby ktoś powstawiał do wnętrza słuchawek, dźwięk niesamowicie działa na wyobraźnię. Dęciaki bliżej ucha dają zabójcze wrażenie obecności. W porównaniu do tego, co miałem do tej pory jest mniej dosadnie i bez elementów stałych w postaci podbarwień. Przestrzeń jest nieograniczona, ale nie narzuca się swoim rozmiarem, a po prostu szukanie jej końca nie ma sensu - w żadnym kierunku. Można sobie wybrać dowolny instrument, na którym chce się skupić i widać go dobrze, a reszta się nie wpycha. W sumie to tak naturalnego dźwięku do tej pory nie słyszałem. Jest zbyt spójny, żeby się go dało rozłożyć na czynniki i każdy z osobna opisać. Po prostu nienarzucający się realizm. Ciekawostką jest wszechobecna łagodność, bo jak się włoży płytę rockową, albo orkiestra przywali z impetem, to jest szybko, mocno i zdecydowanie. Jakby się lampart w pogoń zerwał, który do tej pory leżał i wodził leniwie oczami.
Wziąłem Creative Aurvana Live!, żeby sprawdzić, jak jest z dosłodzeniem dźwięku, które rzekomo jest potrzebne GS1000. Nie ma. Naturalność. Żadnych skojarzeń smakowo-barwowych, sam słuch wystarcza do obrobienia odbieranego materiału. Dodam też, że kiedyś stwierdziłem, że GS1000 są delikatnie po ciepłej stronie średnicy. Po środku skali termometru umieściłbym SR325i. Pozostaje mi więc spróbować innych modeli słuchawek w tym zestawieniu komponentów i brać się za kolejny, większy piecyk, mając za referencję ten właśnie dźwięk. :)