Skoro obiecalem napisac o GS 1000.
Szybko jeszcze o samym ich wygrzewaniu, ja bym podzielil ten process na dwie sciezki, jedna; to skala makro I ja mozna zakonczyc z dyzym powodzeniem w kilkadziesiat godzin (niech bedzie w 72) na bardzo wysokich poziomach glosnosci (duzo wyzszych niz normalnie sluchamy). Ta faza poprawia zasadniczo skale dzwieku, panowanie nad basem (w tym zejscie), wygania zamglenie, ustawia dynamike, przejrzystosc. Natomiast w procesie mikro, ktory zasadniczo nie ma jakiegos widocznego konca (dla mnie), bedzie nastepowalo dopieszczanie detaili, wygladzanie sie dzwieku (na ile mozliwe) I tutaj ciezko powiedziec, czy to setki czy nawet I tysiace godzin. Sek w tym, ze wygrzewajac niezbyt (czyli normalnie) glosno, mozna nigdy tego makro procesu nie zakonczyc, badz zainicjowac go (na powaznie) calkiem pozno, tak jak bylo to u mnie, po 600 godzinach grania I tu sie potem pojawiaja takie zaskoczenia...
Co do GS 1000 na Stefan Audio (SA dla ulatwienia) oraz GS 1000 na Black Dragonie (W skrocie zostane przy BD). Te pierwsze graja dla mnie niezwykle czysto, troche jasno (znaczy sie jasniej niz BD) I lzej (nie maja tej masy co BD), bardzo szlachetnie, niezwykle detalicznie, przejrzyscie, gietko, wyraziscie. Aby nie pompowac sztucznie opisu powiem tak, granie SA (W moim systemie!) okreslilbym jako intelektualnie wyrafinowane I taki sposob prezentacji ja bardzo cenie, myslalem wrecz, ze beda to moje sluchawki na dlugo. Kiedy jednak wrocily BD wyszlo kilka rzeczy, ktorych nie widac bez bezposredniego porownania (nie mam tu na mysli zmieniania sluchawek podczas odsluchu,ale zwyczajnie posiadanie obu par w domu). Musze wspomniec, ze sie adaptowalem do grania BD jakies 2 dni, no ale potem wystrzeliy tak, ze nie mialem juz watpliwosci co mi lepiej zycie osladza, umila. BD graja,jak juz wspomnialem, masywniej, muskularniej, nieco ciemniej (z tym okresleniem w tym miejscu to prosze uwazac, bo to wzgledne, generalnie ciemnymi, bym ich jednak nie nazwal, musialem ponownie siegnac po cieple/ciemne Mullardy, bo z Tung-Solami bylo nieco za jasno/dosadnie). I teraz zalety BD, ktore sa dla mnie jak miod, ta ich miesistosc, masywnosc brzmienia, kremowa (ale bez zadnego koca) gora sprawia, ze moge sluchac na nich po 5-10 godzin dziennie, zapominam wrecz o ich istnieniu, z SA, jest to bardziej wlasnie szachowa (I pasjonujaca) rozgrywka, pelna niuansow (I gladkosci) ,ale wypadalem czesto po jakichs 2 godzinach sluchania ze stanu tej zupelnej koncentracji na muzyce, muszac sobie zrobic mala przerwe (tak jakby to intelekt, mowil, ze musi chwilke odetchnac) I dopiero ponownie, po jakiejs chwili moge sie poddac sluchaniu. Nie ma wiec tej latwosci, prostego odpoczynku dla umyslu. Bierze sie to zasadniczo znastepujacego powodu (jeszcze raz, tak u mnie to wyglada): SA maja te przestrzen pomiedzy instrumentami taka sterylnie czysta, czarna I nic w tym zlego, wrecz przeciwnie,ale BD niby tez posiadaja owa czern,ale powietrze jest jakies takie ciezsze (to sie bardziej czuje niz slyszy), rozedrgane, tworzy to jakis magiczny klimat, ta muzyka bardziej pulsuje, drga, gdzie w SA jest stabilna I plynie jakby nazbyt laminarnie, bez tego drivu. I jeszcze jedno, dosc wazne, ja mam tez sposo dosc ciezkiej muzyki, I takowa wole zdecydowanie poprzez BD, szczegolow na moje potrzeby jest w nich naturalniue wystarczajaco, bez tej ich ekspozycji (ktora, mialem wrazenie, przychodzi z SA). Mozna by tu pisac I pisac, czyniac caly obraz jeszcze bardziej nieczytelnym, ale po co.
SA – precyzja, detal, gladkosc, szybkosc, lekkosc (wzgledna), duzo niuansow, ladny balans i rociagniecie, delikatnie jasniejsze,…
BD – troche grubsze kontury, dzwiek z masa/energia, rytmiczny, bas(!), skala, rozciagniecie pasma, bez podbic, dobra wyrazistosc, melomanski klimat (dzwiek nas milo otula),wieksza glebia glosow i instrumentow.
Te cechy to tak troche umyslnie przejaskrawilem (dla latwiejszej charakterystyki), nie ma bowiem az takiej drastycznosci, ale po jakims czasie, nabieraje te smaczki, pozornie niewielkie, olbrzymiego znaczenia I staja sie decydujacymi dla naszego gustu I przyjemnosci…
No I jeszcze na koniec, ja stosunkowo latwo moge siegnac po duzo bardziej szczegolowe i precyzyjne zrodlo, jak i kable (jako, ze moj zestaw to pozycja wyjsciowa niejako), stad z BD czuje sie duzo swobodniej, z SA boje sie, ze moglby (choc niekoniecznie, nigdy nic nie wiadomo) zbyt latwo wyjsc mi rentgen, a ja raczej tego nie szukam w muzyce.
Na koniec ciekawostka, kiedy wpinalem BD poprzez oryginalny przedluzacz Grado (ktory jak rozumiem jest w standardowym modelu) dziala sie rzecz nastepujaca:
Wzgledem samego BD, dzwiek sie robi wyraznie jasniejszy, chudszy, plytszy,lzejszy, nie ma tej trojwymiarowosci (nie pisze tu o scenie, ale poszczegolnych dzwiekach), glosy sa duzo slabsze (mniej organiczne), basu ubywa, robi sie za to dzwieczniej, owo olejste spoiwo zostaje w duzej mierze wyplukane, dzwiek jest tez nieco twardszy. I jest to natychmiast zauwazalne,ale idzie sie po jakims czasie oswoic.
Tak wiec, zostaje z GS 1000 na BD, RPX-33 i MZHS -88 (Mullard M8137), zestaw ten, jakkolwiek daleki od doskonalosci (z latwoscia moge wymienic co bym jeszcze, w swych porywach audiofilskich, mogl w nim polepszyc)daje mi jednak sporo prostej frajdy ze sluchania i zebym tylko mial wiecej na to czasu to juz by bylo fajnie...
pozdr.