Mam wrażenie tak od jakiś 2, 3 tygodni, że koledzy usilnie poszukują jakiegoś „frapującego” tematu do dyskusji w tym wątku.
Ostatnio pojawiło się mi parę takich różnych spostrzeżeń i pytań.
Może one będą się nadawały i wzbudzą ciekawość albo chęć podzielenia się wrażeniami w tej materii.
Jeżeli kwestie poruszone przeze mnie nie nadają się do tego wątku to proszę moderatora o przeniesienie je w stosowne miejsce lub usuniecie.
Właśnie skończyłem słuchanie opery Verdiego Nabucco na słuchawkach AKG K701.
Tak się jakoś złożyło, że przez ostatnie 2 tygodnie są to moje główne słuchawki.
O ile dobrze orientuję się w zawartości tego wątku to ostatnie większe wpisy na temat tych słuchawek są autorstwa @Rafaella, tak gdzieś z połowy 2008 roku.
Pojawia się w związku z tym we mnie taki lekki niepokój z tym związany…
Czy AKG K701 przestały być już słuchawkami wysokiego lotu a ja nic o tym nie wiem i trzymam je dalej jak kto głupi? :)
A może nigdy nie były?
Może je uznaliśmy za „słuchawki wysokiego lotu” bo 5 lat temu nie mieliśmy dostępu do lepszych?
A może tylko @Rafaell je za takie uznał, a my żeby nie robić mu przykrości nie prostowaliśmy tego? :)
Czytam czasami z tamtego okresu pełne entuzjazmu opinie czy mini recenzje na temat Sennhheiser HD 600, 650, AKG K700, K7001.
A teraz jakby cisza.
Zaczęły gorzej grać?
My się tak wyedukowaliśmy ze już nie spełniają naszych oczekiwań?
Chętnie bym przeczytał co o tym sądzicie.
Mniej więcej jakieś 3 tygodnie temu, właśnie takie (a nawet więcej) pytania postawiłem sobie.
Od jakiś 2 tygodni sprawdzam jak to jest u mnie i szukam odpowiedzi.
Czy to tylko sentyment, każe mi po nie sięgać?
A może dobre były kiedyś, a teraz to ja jestem lata świetlne dalej?
Co zakładam je i z niedowierzaniem pytam siebie – to kiedyś coś takiego mi się podobało?
Więc słucham je od wspomnianych 2 tygodni i nie mogę się nadziwić, po pierwsze że tak długo nic na nich nie słuchałem, a po drugie jak niewielki, a w niektórych utworach żaden, dystans dzieli ich od Staksów SR-007MK1.
Ile musiałem się czasami natrudzić aby dostrzec tę lepszość SR-007MK1 w ulubionym repertuarze na te słuchawki.
Nie sprawdzałem tego na metalu i ciężkim rocku bo umówmy się, że te słuchawki nie są najlepsze do tego rodzaju muzyki. :)
Ale w takiej muzyce klasycznej, a konkretnie w operze, w klimatycznym takim trochę rozmarzonym jazzie z pięknymi damskimi wokalami, czasami trudno doszukać się jakiś istotnych różnic.
W obu przypadkach jest pięknie.
W takim repertuarze najczęściej zauważalna przeze mnie różnica, poza lekkim przesunięciem całości brzmienia w dół i wygładzenia góry w Staksach, jest sposób „rysowania dźwięku”.
AKG K7001 robią to zdecydowanie cieńszą wyraźniejszą kreską.
Ta kreska w SR-007MK1 jest równie dobrze wybarwiona, równie „czarna” w swojej środkowej części grubości ale rozchodzi się jeszcze na boki w kolorach szarości przez co jest w moim odbiorze szersza.
Nie ma tak wyraźnych granic swoich brzegów.
Tak to mniej więcej odbieram.
Nie wiem czy w miarę jasno to tłumaczę, ale nie potrafię lepiej. :)
Jeżeli brakuje mi w prezentacji utworu tej takiej łagodności Staksów (słuchając AKG K701), to wpinam w tor lampowy przedwzmacniacz.
Różnice są tak niewielkie w niektórych utworach, że jak się zasłucham i zapomnę co tam ostatnio wkładałem na głowę, to tak naprawdę nie wiem czy to K701 czy SR-007MK1. :)
Trochę było Sporo było o nagłośnieniu dzisiejszych nazwijmy to występów i imprez muzycznych.
Jakiś czas temu byłem na koncercie w hali Globus w Lublinie.
Zdaje się że kolega @Roobeeert1 jest z tego pięknego i zacnego miasta.
Może nawet gdzieś się minęliśmy przy tej okazji.
Nikt tego z nas nie wie, bo jak na razie oczywiście, nie mieliśmy okazji poznać się osobiście. :)
Na co dzień hala ta służy bodajże jako arena zmagań hokeistów, a jej trybuny są miejscem spotkań i punktem obserwacyjnym fanów tego sportu innych rozrywek na lodzie.
Tym razem obiekt posłużył artystom i fanom twórczości Verdiego za salę koncertową.
Zgromadziło się w nim ponad 4 tys. osób aby podziwiać słynne dzieło włoskiego mistrza - operę „Nabucco”.
Mam dosyć dobrze osłuchane nagranie tej opery w wykonaniu Chor & Orchester der Deutchen Oper Berlin Giuseppe Sinopoli, wydane w 1996 roku.
Muszę przyznać, że tylko w jednym miejscu połączonym chórom lubelskim zabrakło trochę rozmachu i siły. Za to były ze dwa miejsca gdzie soliści wypadli lepiej a konkurencja była nie byle jaka.
Na okładce płyty można zobaczyć takie nazwiska jak: Piero Cappuccilli, Placido Domingo, Evgeny Nesterenko, Lucia Valentini Terrani.
W hali Globus pojawili się wykonawcy i orkiestra na najwyższym poziomie.
Były gwiazdy opery światowej baryton Andrzej Dobber, który właściwie w Polsce nie występuje i wybitna sopranistka Jolanta Żmurko – Kurzak.
Mimo to po spektaklu stwierdziłem, że od tej pory będę szukał trochę innych miejsc i innych realizacji.
Nie wiem czy w dzisiejszych czasach obstawiania wszystkiego mikrofonami i głośnikami mam na to szansę.
Przecież nawet w małym kościółku z dobrą akustyką ksiądz, już nie powie kazania bez nagłośnienia a organista nie zaśpiewa.
O co poszło?
Ano niepotrzebnie zamknąłem oczy.
Jak patrzyłem, zmysł wzroku, uzupełniając wrażenia, w jakimś stopniu niwelował to odczucie.
Gdy postał do dyspozycji sam słuch, poczułem się nawet gorzej niż jakbym był uczestnikiem wielkiego spotkania odsłuchowego gdzie organizator przez kolumny puszcza nam nagranie z płyty.
Na płycie przy dobrej realizacji jest przestrzeń, można lokalizować przemieszczających się śpiewaków, miejsce gdzie stoi chór, albo poszczególne sekcje orkiestry.
W tym wypadku zabrzmiało to wszystko tak z jednej odległości.
Każdy solista miał swój mikrofon.
W orkiestrze bez mała każdy instrument miał swój mikrofon.
Dużo mikrofonów zbierających śpiew Połączonych Chórów Lubelskich.
W oryginalnym wykonaniu Verdiego było to ponad 200 osób.
W Lublinie nie było gorzej.
Chórzyści nie tylko na scenie ale i na trybunach za scena po obu stronach.
I wszystko to zabrzmiało tak w jednej płaszczyźnie ściany dźwiękowej którą stworzyły kolumny.
Nie czuło się odległości.
Śpiewaka stojącego na przodzie sceny i w jej głębi słychać było jakby z tego samego miejsca.
Marzy mi się posłuchanie i obejrzenie takiej opery w normalnej nie za wielkiej sali operowej bez tego całego nagłośnienia.
Tak naprawdę na żywo.
Drodzy koledzy, czy jest takie miejsce w Polsce?
Gdzie można przeżyć tak zrealizowaną operę?
Czy pozostała nam tylko namiastka na np. AKG K701?
Co gorsza zabrzmi to często lepiej i dostarczy więcej fajnych wrażeń, niż wykonanie na żywo.
Chodzi mi oczywiście o to, czasami wręcz fatalne, nagłośnienie o jakim pisali koledzy.