Kontrowersyjny okres w muzyce, który dziś ciężko obiektywnie ocenić. Z jednej strony kiczowate elektroniczne brzmienia new romantic, z drugiej wiele ważnych dzieł i kultowych albumów, choćby thrash i heavy mealowych. Problemem jest to, że większość z nas poznawała wówczas muzykę słuchając radia, więc te gusta były chcąc nie chcąc kształtowane przez prezenterów. Mało kto miał dostęp do niezależnych źródeł i sam rozwijał swoje zainteresowania. Głównie to wygląda tak, że słuszaliśmy tego, co radio zechciało nam udostępnić, a dopiero po latach okazało się, co tak naprawdę światowa muzyka miała nam do przekazania.
Ja się odnoszę do tego okresu z ogromnym sentymentem i ogromną sympatią. A to dlatego, że był to czas, patrząc z dzisiejszej perspektywy, wysokiej jakości muzyki i dbania o każdy szczegół. Dziś tworzy się łatwo i hurtowo, szczególnie mam na myśli dzisiejszy radiowy pop, którego poziom dawno już sięgnął dna i dno się oberwało. A w latach 80-tych twórcom naprawdę zależało na tym, żeby ich produkt - nawet jeśli był kiczowaty - był dopracowany w każdym calu. Czuć, że im zależało.
Nawet jak weźmiemy tandetne Modern Talking, którego raczej wstyd było słuchać i wstyd jest i dziś. Ale patrząc z boku na ich aranżacje (pomijając fakt powtarzalności), to jednak trzeba przyznać, że dziś już nikt w popie nie wkłada tyle wysiłku w podkłady. Słynne You\'re My Heart You\'re My Soul zaczyna się dwoma minutami instrumentalnego wstępu - komu by się dziś chciało?
A były przecież rzeczy znacznie ciekawsze. Całkiem niedawno wróciłem do Ultravox, konkretnie płyty Quartet. I kurde, to przecież fajne jest! :) Takie Visions in Blue - przepiękny utwór, a jak się fajnie rozwija, ile tam jest ciekawych motywów.
Wspominacie ELO - moje skojarzenia biegną w stronę płyty Time, rewelacyjnie napisanego i zaaranżowanego materiału. Do dziś bardzo lubię. Z bardziej ambitnych rzeczy - kilka razy wspominane Dire Straits i najpierw genialne Love Over Gold, a potem niemniej wspaniałe Brothers In Arms.
To także czas intensywnego rozwoju gatunków metalowych. Najlepsze lata heavy metalu, albo właściwie jego narodziny, bo dla mnie mocna muzyka z lat 70-tych to głównie hard rock. Zestaw płyt, które do dziś stanowią absolutny kanon gatunku:
Black Sabbath - Heaven & Hell i Mob Rules
Ozzy Osbourne - Blizzard of Ozz i Diary of a Madman
Iron Maiden - Number of The Beast i wszystko co potem
Scorpions - Blackout (powinno się tu znaleźć też Lovedrive, ale to jest 79 rok)
Dio - Holy Diver
Motley Crue - Shout at the Devil
AC/DC - Back in Black
Judas Priest - British Steel, Screaming Fo Vengance, Defenders of the Faith
Saxon - Crusader
Jednocześnie rodzi się coś nowego - thrash metal. Czas takich zespołów, jak Metallica, Megadeth, Slayer, Venom, Anthrax, Overkill itd.
No i druga strona medalu, czyli tzw. pudel metal. Czas grup takich, jak Bon Jovi, Europe, Poison, Cindarella, w pewnym sensie Whitesnake. Kiczowate, ale też ma swój urok. I ja lubię do tego wracać raz od czasu.
Okres pełen sprzeczności.