Jak by to powiedzieć... Nie miałem specjalnych oczekiwań po zmianie kabla. Już ileś razy byłem w dość niewygodnej sytuacji nie słysząc różnicy między kierunkami wpinania interkonektów, między pinami kabla zasilającego z gorącą żyłą raz po lewej raz po prawej, między kablami USB za 19 i 1900 złotych, w końcu nie usłyszałem "oczywistej" różnicy między moim DACkiem (iFi iDSD) a kilkakrotnie droższym Chord DAVE'm czy Mola Mola DAC. Nawet i to co dziś usłyszałem też może nie wynikać z podłączenia Susvary kablem Forza Audioworks Noir wprost do zacisków głośnikowych mojego Luxmana L-550, dopóki jakiś następny eksperyment nie wyjaśni prostego faktu wyeliminowania adaptera iFi iESL z toru. A zatem nie wiem co spowodowało tę fundamentalną zmianę: Panowie, to nie są te same słuchawki! Do tego stopnia nie byłem przygotowany na tę zmianę, że po pierwszych sekundach odłożyłem sprzęt, zrobiłem długą przerwę, zjadłem obiad, grzecznie posprzątałem i wróciłem do sprawy po godzinie.
Jeśli wcześniej (porównując z Orfeuszem) coś pisaliśmy (z Włodkiem) o holografii i precyzji Susvary - wszystko to należy odsunąć na bok: fantazje i próba wyciągania muzy za włosy. Susvara zagrała dopiero dzisiaj! I z każdym kolejnym utworem utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie są czary, że tych dziwów zaraz nie przewieje żaden wiatr, że kolejny utwór nie spali sterowników, nic nie wybuchnie i nie zamilknie na wieki. Nie wiem na czym polega ten fenomen, ale teraz muzyka po prostu jakby docierała do uszu bezpośrednio, mamy bezpośredni kontakt z instrumentami, muzykami i salą nagraniową. Zmieniły się proporcje, czasem w przedziwny sposób. Na przykład w nagraniach muzyki barokowej, basso continuo klawesynu i kontrabasu wycofało się, i klawesyn brzmi jak klawesyn brzmieć powinien - skromnie ale wyraźnie, a smyczki, oboje, fagoty - harcują wokoło, a wszystko trójwymiarowo. Za tę holografię i precyzję odpowiada w ewidentny sposób lepsza separacja instrumentów, wszystko się na scenie ładnie mieści, wszystko jest nie tyle osobne co indywidualne, mam na myśli małe orkiestry, bo w dużej rzeczy wyglądają oczywiście inaczej. No więc pojawiła się przestrzeń między instrumentami. Pojawił się też ambient, czyli zapewne wyższe częstotliwości, które z jakiego powodu były wcześniej zjedzone albo ukryte, jeszcze lepiej wybrzmiewają i definiują przestrzeń. Nie że nagle mamy więcej dźwięków, ale zdecydowanie mamy więcej informacji. Coś co było dźwiękową plamą, nawet wyraźną i konkretną, teraz zyskało kształt i wypukłość. Nabrało życia. Przypomina to historię wyczytaną zapewne u Olivera Sacksa: jego pacjent w wyniku operacji oczu i intensywnych ćwiczeń zyskał widzenie trójwymiarowe, nie od razu, mimo wielu wysiłków długo nie było żadnych efektów, aż pewnego dnia rzeczy zaczęły strzelać w kierunku oczu, dosłownie tryskały w kierunku patrzącego. Ów pacjent był przygotowany teoretycznie, ale minęło trochę czasu zanim zrozumiał, że to jest nowy wymiar świata. Tu podobnie. Słuchałem kilka godzin i nie znalazłem żadnego utworu nudnego czy nijakiego. Każde nagranie zyskało niepowtarzalny klimat a podział na słabsze i gorsze, łatwiejsze i trudniejsze, w dużej mierze stracił na znaczeniu. Teraz każde nagranie ma własną tożsamość.
Co za dramatyczny człowiek - pomyślicie - przesadza. No więc nie, to wszystko na mnie spadło nieoczekiwanie i aż strach pomyśleć jakie możliwości właśnie się otwierają, bo dopiero teraz przecież może nareszcie usłyszę te wszystkie "oczywiste" różnice między kablami, pinami, kierunkami, źródłami itd. Choć prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie (w tej chwili) jak można chcieć czegoś więcej, lepiej, co znaczy lepiej?, jak ten dźwięk jeszcze lepiej poukładać? A przecież z adapterem iESL dawało się lepiej, mój Luxman przegrał z Accuphase'ami, przegrywa sromotnie z Pass Labs XP12/XA25, czort wie z czym jeszcze. Nie jestem na to przygotowany a jutro zamówiony kolejny odsłuch - przecież nie wypada odwoływać...