Dzięki uprzejmości forum audiohobby oraz Wiktora, w ramach akcji „Weekend ze Staxem za recenzję” miałem okazję przez kilka dni gościć u siebie średni zestaw Staxa, oznaczony przez producenta jako SRS-3170, składającego się z elektrostatycznych słuchawek STAX SR-307, oraz tranzystorowego wzmacniacza Stax SRM-323S. Za możliwość obcowania z tym kompletem chciałbym z tego miejsca serdecznie podziękować, w szczególności Wiktorowi, który to osobiście zajął się wysyłkami sprzętu, umożliwiając entuzjastom takim jak ja zapoznanie się z dość rzadko jednak spotykanym w naszym kraju sprzętem.
Słuchawki dotarły do mnie w czwartek, przed południem, kurier pojawił się dosłownie kiedy stałem w progu wychodząc, niosąc w rękach ogromne pudło. Zestaw odebrałem, odstawiłem w bezpieczne miejsce, i niestety byłem zmuszony odłożyć jego obejrzenie na później, co jeszcze bardziej zaostrzyło mój apetyt. Wreszcie, kiedy mogłem już odpakować przesyłkę, moim oczom ukazały się nie tylko wymienione już słuchawki i wzmacniacz, ale jeszcze kabelek RCA, instrukcje obsługi i foldery reklamowe Staxa, swoją drogą pięknie zrobione, w przeciwieństwie do ich strony internetowej, pamiętającej jeszcze chyba lata 90.
Pierwsze wrażenie – bardzo dobra jakość wykonania słuchawek, które mimo że wykonane niemal w całości z tworzywa sztucznego, nie sprawiają wrażenia tanich słuchawek. Nic nie skrzypi, nie trzeszczy, wszystko dokładnie spasowane, a użyte materiały wyglądają dobrze nawet z bliska. Nie jest to bardzo wysoka klasa wykonania, jednak zdecydowanie zawyżająca średnią. Jeden mały wyjątek to pady, które wykonano z materiału niezbyt przyjemnego dla ucha, przynajmniej mojego. Miały one poza tym skłonność do odklejania się, prawdopodobnie dwustronna taśma klejąca, używana chyba we wszystkich Staxach, okazała się w jednym miejscu zbyt słaba. Same słuchawki wyglądały na dość odporne na zużycie, jednak pewne niedomagania wyszły na wierzch przy dalszym użytkowaniu.
Wygląd – kwestia w przypadku Lambd bardzo dyskusyjna, są tak brzydkie że aż ładne, i zdecydowanie większe niż się wydają na zdjęciach..
Wzmacniacz nie zwrócił na siebie uwagi niczym specjalnym, wyglądał na porządnie zbudowany, i zaskakująco lekki jak na swój spory rozmiar. Bardzo spodobał mi się firmowy patent regulacji balansu, za pomocą koaksjalnego potencjometru, jednak nie była to pierwsza moja styczność z takim rozwiązaniem.
Nie zastanawiając się długo, rzuciłem się (z konieczną ostrożnością, właściwą dla wypożyczonego sprzętu) podłączać sprzęt. W związku z tym, że źródło używane przeze mnie na co dzień (iMod mini 2G) dostarcza sygnał bezpośrednio z kostki DAC, z pominięciem firmowych kondensatorów, składowa stała jest filtrowana dopiero na wzmacniaczu słuchawkowym. Niestety nie byłem pewny czy taka filtracja występuje w sprzęcie Staxa, więc zapobiegawczo podłączyłem się do niego poprzez wzmacniacz FCL II. Sam DAC ma brzmienie raczej neutralne, bez faworyzowania jakiegokolwiek pasma, podobnie wzmacniacz.
W takiej konfiguracji jako pierwsze uderzyło mnie brzmienie zupełnie odwrotne, do tego typowo kojarzonego z elektrostatami. Bardzo mocno wyeksponowana wyższa część basu, brak basu najniższego, dół lekko przyciemniony i kremowy, wycofany środek, i góra pasma, w przeciwieństwie do dołu lekko rozjaśniona. Sama scena bardzo kameralna, słuchawki grają „na twarz”, nieco, jak na mój gust scenoluba za blisko. Instrumenty będące na scenie zdawały się być skompresowane, upchnięte w za małej przestrzeni. Słowem, brzmienie kojarzyło mi się z typowymi mainstreamowymi słuchawkami dynamicznymi, skierowanymi do bardziej masowego odbiorcy - brzmienie „loudnessowe”, delikatnie zamulone, słowem szału nie było przy pierwszym przesłuchanym utworze, przy drugim i trzecim też nie za bardzo. Testowe podłączenie moich referencyjnych planarów uwydatniło jeszcze wymienione wyżej cechy. Jednak, w związku z tym, że są to słuchawki wytwarzane przeze mnie, a na forum audiohobby słuchało je raptem kilka osób, nie będę się bardziej wgłębiał w to porównanie, tym bardziej, że w związku z moim przyzwyczajeniem do ich sygnatury brzmieniowej, takie porównanie mogłoby być krzywdzące dla SR-307. Jeszcze rzut ucha na standardowe tym razem Beyerdynamic DT990 600 Ohm, upewniło mnie, że moje skojarzenia ze słuchawkami dynamicznymi nie były bezpodstawne. Jednak po pewnym czasie, i żonglerce źródłami, pecetem z gruntownie zmodowanym SB0460, iModem na Wolfsonie WM8711 podłączonym tym razem bezpośrednio do wzmacniacza Staxa przez dorzucone kondensatory foliowe, i nawet z czystej ciekawości Samsungiem Galaxy SII doszedłem do nieco innych wniosków.
Po pierwsze, i chyba najważniejsze, mimo tego ocieplenia i lekkiego zamglenia, jakie było dla mnie słyszalne w każdej konfiguracji, słuchawki nie tracą informacji przekazywanych w nagraniu. Są bardzo, bardzo szczegółowe, w nienachalny, zrelaksowany sposób. Rzecz taka byłaby nie do pomyślenia w słuchawkach dynamicznych, gdzie przyciemnienie będzie się nierozerwalnie wiązało z utratą szczegółów. Szczegółowość ta nie jest złudzeniem tworzonym przez nadmierne wyeksponowanie sopranów, co często ma miejsce, a raczej jest pochodną bardzo niskiej masy mylarowej membrany odtwarzającej dźwięki.
Kolejnym następstwem technologi używanej przez japońskiego producenta, jest piekielna szybkość i dynamika, takiej odpowiedzi impulsowej można ze świecą szukać i w dynamikach, i w planarach, być może przetworniki typu AMT mogłyby powalczyć na tym polu, jednak mają one bardzo duże problemy z odwzorowaniem niskich tonów, przez co słabo nadają się do słuchawek.
Wielkim plusem jest sama jakość góry, jej dokładność i jakość, tu także inne technologie oddają pola, nawet tak hołubione przeze mnie ortodynamiki.
Środek, mimo pewnego wycofania przekazuje ogrom informacji, i jest chyba najbardziej liniowym pasmem tych słuchawek.
Dzięki wymienionym wyżej cechom, nieco przyciasna scena Staxa po chwili przyzwyczajenia staje się całkiem znośna, a nawet przyjemna, wydaje mi się wręcz, że fani tego typu prezentacji dzwięku, przykładowo użytkownicy niższych modeli Grado, mogą być wniebowzięci. Instrumenty, mimo że stłoczone na niewielkiej przestrzeni nie wpadają na siebie, są otoczone powietrzem i wyraźnie odseparowane od siebie. Słuchawki nie mają ponadto problemów z odtwarzaniem wielu dźwięków o różnych wysokościach pochodzących z kilku czy kilkunastu źródeł pozornych, co sprawia że nawet słuchanie dużych składów nie męczy. Co do źródeł pozornych – holografii również należy się pochwała.
Słuchawki grają naturalnie, instrumenty brzmią tak, jak przynajmniej według mojego pojęcia brzmieć powinny, oczywiście biorąc pod uwagę to ocieplenie dźwięku i roll-off na subbasie. Brzmienie jest bardzo eufoniczne i wciągające, co jest kolejną rzeczą, której by się laik w Staxach nie spodziewał, słuchawek aż nie chce się ściągać z głowy.
Wysokie tony, będące dla mnie na granicy, powyżej których dłuższy odsłuch może męczyć, momentami, szczególnie przy utworach Anny Marii Jopek tną jak małe żyletki, przekazując wielki ładunek emocjonalny, ale i powodując zmęczenie – obawiam się że na co dzień trzeba by je połączyć ze spokojnym źródłem, albo mieć w odwodzie słuchawki z mniejszą ilością góry.
Przez te kilka dni odsłuchów, doszedłem do wniosku, że SR-307 lubią średnie i duże głośności, przy których dopiero rozwijają skrzydła, ciche odsłuchy to trochę lizanie cukierka przez papierek. Większość najbardziej irytujących mnie problemów z brzmieniem (przyciemnienie, braki subbasu, niedostateczne napowietrzenie i wrażenie stłoczenia dźwięków) może być łatwo wyeliminowane przez modyfikację. Można się z taką zmianą łatwo zapoznać, delikatnie unosząc earpad, pozwalając na przepływ powietrza przez powstałą szczelinę. Aplikacja drivera przez staxa wydaje mi się być co najmniej nietrafiona, spowodowane jest to być może przez fakt, że jest to model ledwie drugi od dołu, i producent musiał zachować odpowiednie cenie brzmienie słuchawek, słowem celowo zepsuli, żeby nie były za dobre.
Wracając do padów – jedna z najsłabszych stron tych słuchawek, zdecydowanie zbyt płaskie, średnio estetyczne, gniotą, uszy się w nich pocą, ciężko w nich dłużej wysiedzieć. Kolejną wadą czysto ergonomiczną jest sam kabel – do odsłuchów biurkowych nieco za długi, ciężki, gruby, nieporęczny i ciągnący za sobą słuchawki, jednak rozumiem że jest to w pewien sposób nieodzowne, ze względu na wysokie napięcia w nim występujące. Nie bez znaczenia jest też fakt, że posiada aż sześć żył, przekazujących sygnał dźwiękowy i napięcie polaryzacji membrany.
W trakcie użytkowania zauważyłem, że słuchawki, mimo że prawie nowe, mają luźny mechanizm regulacji pałąka po prawej stronie, blokujący się zdecydowanie tylko w skrajnych pozycjach. Mam nadzieję że to tylko jednostkowy przypadek, bo gdybym posiadał te słuchawki na własność i zapłacił za nie niemałą przecież cenę, to irytowałbym się takim ewidentnym niedopracowaniem.
Podobny problem, chociaż zdecydowanie mniej denerwujący wystąpił we wzmacniaczu SRM-323S, gałka regulacji głośności została wykonana z niskiej jakości plastiku, i była nieco chybotliwa, co uwidaczniało się w trakcie użytkowania, problem taki nie występował w wyższym modelu SR 727, jednak to zupełnie inna klasa sprzętu.
Przed samym podsumowaniem powiem tylko, że te lambdy miały u mnie ciężko, bo mają trochę nie moją sygnaturę brzmieniową, a słuchając ich starszych braci, miałem wobec nich wygórowane wymagania.
Same słuchawki biją na głowę większość dynamików które miałem okazję odsłuchać, z wyłączeniem Sennheiserów HD800 i AKG K1000, które to zrobiły na mnie wielkie wrażenie przy pierwszym kontakcie. Przegrywają jednak ergonomią, nie nadają się na sprzet portable, i trzeba je traktować ze sporą dbałością. Porównując do ortodynamików nie jest już tak różowo, poziom jest podobny do słuchawek Audeze, przy podobnej do LCD-2 cenie, biorąc pod uwagę wzmacniacze, jednak tutaj o wyborze zadecydują osobiste preferencje, w jednych bowiem brakuje dołu, a w drugich góry. Kolejnymi alternatywami są Hifimany HE500 i HE-5LE, tu także cena i jakość są podobne, jednak Hifimany mają bardziej stłoczoną scenę, równiejsze brzmienie, ale są znacznie gorzej wykonane.
Wreszcie porównując do elektrostatów – są to najsłabsze elektrostaty jakie miałem okazję usłyszeć, jednak to nic dziwnego, konkurowały ze Staxami SR-009 i Lambda Pro, tych pierwszych nawet nie porównuję, a drugie stoją na drugim biegunie, są znacznie jaśniejsze, i pozbawione jakiegokolwiek zamglenia, jedne z kilku słuchawek które z marszu wywołały u mnie niezwykle pozytywne wrażenie, i chciałbym kiedyś posiadać na własność.
Czy za cenę rynkową warto się w takie Staxy zaopatrzyć? Jeżeli nie posiadamy wzmacniacza słuchawkowego, i koniecznie chcemy sprzęt nowy, to warto taką opcję rozważyć, jednak znacznie bardziej interesujące byłyby moim zdaniem używane lambdy pro w zestawie z którymś z małych wzmacniaczy Staxa, lub lepiej, wzmacniacz DIY któregoś z naszych rodzimych twórców i ortodynamiki, czy to Audeze, czy też zmodyfikowane Hifimany, które to, obojętnie czy HE-5LE czy HE560, kompletnie deklasują w moich uszach SR-307.
/Stanowsko testowe na załączonym zdjęciu.
//Umknął mi "ustawowy" termin siedmiodniowy, mam nadzieje że wybaczycie :D