Ostatni lut wykonany, ostatnia śrubka przykręcona. Finał nadszedł.
Ufff, nie było łatwo, pewnie się powtórzę, ale ja strasznie nie lubię wykonywacć obudów.
A po efektach mojej pracy poznacie zaraz, że nie tylko nie lubię, ale nie potrafię.
Nie mam zmysłu plastycznego. W projekcie frontu pomagał mi przyjaciel, chociaż i on miał związane ręce, ponieważ zakupiłem z wyprzedzeniem przełączniki, gałkę i gniazdo. Co mógł to zrobił.
Bez jego pomocy front wyglądałby masakrycznie.
Garśc informacji technicznych:
Wzmacniacz posiada dwa wejścia przelotowe - dlatego na tylnej ściance jest 8 gniazd cinch.
W pierwszym stopniu działa ECC82, w drugim radziecka 6N1P-EB, w stopniu wyjściowym E80CC - jedna z najbardziej liniowych triod małej mocy.
W środku pracuje 8 krzemowych źródeł prądowych, napięcie polaryzacji dla słuchawek jest stabilizowane, wejścia przełączane są przekaźnikiem. Potencjometr to niebieski Alps 50 kΩ.
Zasilanie to trafo toroidalne z Toroidy.pl
Pasmo: 5 Hz-56 kHz.
Maksymalne nap wyjściowe: peak-to-peak 308 V
Napięcie nie jest zbyt duże jak na standardy internetowe. Wzmacniacz powstał z myślą o napędzeniu starych Lambd Pro, które są niezwykle skuteczne i nie wymagają dużych napięć sterujących.
Jestem zwolennikiem bardzo restrykcyjnej higieny jeśli chodzi o głośność na słuchawkach i należę do osób, które wyjątkowo oszczędnie dozują poziomu głośności.
Do dzisiaj co roku powtarzane testy mojego słuchu plasują się w wynikach dla młodych ludzi, mimo nie jednej już 18 obchodzonej ;-)
Dlatego do roli źródeł prądowych wybrałem krzem pod kątem jakości pracy, który jednak nie znosi bardzo wysokich napięć - jak zwykle, konstruktor musi założyć jakieś kompromisy.
Wzmacniacz jest głuchy w sensie zerowego poziomu brumu, szumu i ogólnie zakłóceń.
Pierwotnie wystartowałem z wyższego pułapu.
W ramach prototypu powstały olbrzymy 12 lampowe, z bezpośrednio żarzonymi triodami mocy w stopniu wyjściowym, rozbudowanymi sekcjami sterowania, zasilania itd ... Grało to wszystko wybornie.
Ale gdy przyszło do planowania zabudowy tego cudu mój entuzjazm opadł.
Obudowa musiała by być ogromna, a w zasadzie dwuczłonowa z osobnym zasilaczem.
Skala komplikacji z tej okazji jaka mi się objawiła spowodowała, że zmieniłem koncepcję. Postanowiłem zrobić najlepszy wzmacniaczyk jaki potrafię a jednocześnie jak najmniejszy.
Na końcu gdy hormony szczęścia odpłyną z krwi z okazji ukończonego projektu powstaje pytanie: czy można lepiej?
Odpowiedź jest jedna: Zawsze można lepiej :)
Widzę całe wagony niedociągnięć i skrótów w mojej konstrukcji, które można zrobić lepiej.
Stąd moje konstrukcje, które powstają na desce i na desce umierają, są z mojego punktu widzenia najlepsze.
Tam zmiana koncepcji to jeden wieczór, góra kilka dodatkowych dni, tam nie trzyma mnie w ryzach obudowa i inne ograniczenia geometryczne.
W głowie mam pomysłów na kilka zupełnie różnych konstrukcji, które będę chciał kiedyś wypróbować.
Mam nadzieję, że będziecie trzymać kciuki :)
Zdjęć wnętrza jeszcze nie robiłem po tzw. finalnym skręceniu. Postaram się wkrótce to nadrobić.