Od kilku dni testuję T90 :-)
W porównaniu z Grado 225i nawet można pominąć dziesiątki nowych dźwięków, nowe przebiegi "znanych" linii melodycznych, nową ich rytmikę (tak!) i znakomitą separację instrumentów - ot, po zapuszczeniu n-tej płyty te wszystkie smaczki przestają fascynować, stając się rutyną ;-) To co zrobiło najważniejszą różnicę, to budowanie sceny. Tak jak przy Grado stałem biedny i bezbronny na scenie, gdzie walono mnie dźwiękami prosto po uszach, tak przy T90 mam komfort percepcji muzyki z pewnego oddalenia - zwyczajnie, z widowni. Właśnie: percepcja muzyki. T90 umożliwia mi cieszenie się właśnie nią, a nie specyficzną wizją brzmieniową natrętnie mi implikowaną prosto do głowy przez pana Johna. Na określenie jego produktów używa się epitetów "żywe", "bezpośrednie", "emocjonalne" - ja, po doświadczeniu z T90, dodałbym jeszcze: jarmarczne. No, przynajmniej w kontekście 225i.