Niedawno w salonie porównywałem HE-500 HiFiMana i T1. To były moje pierwsze doświadczenia z tymi modelami w ogóle. Tor: jakiś CD Roksan Kandy nieznanego mi modelu służący jako transport dla Nostromo Wolf DAC, wzmak Valentine także od Nostromo. Zacząłem od amerykanizujących chińczyków, a po zmianie na T1... lekka konsternacja. Dźwięk sam w sobie, w porównaniu, dość lichy, wycofane wokale... Im dłużej jednak tak zmieniałem jedną parę na drugą, tym bardziej przekonywałem się do T1. W moim odczuciu słuchawki te cechowała przede wszystkim wysoka kultura brzmienia, gładkość dźwięku, swoboda jego podania. Utwór folkowy na skrzypce solo z dość transowo powtarzanym motywem o małej amplitudzie dźwięków przekonał mnie ostatecznie, gdyż przy HE-500 wystarczyła minuta, by poczuć zmęczenie - coś co nie miało miejsca przez całe 5 minut utworu z niemieckimi słuchawkami na uszach. HiFiMan wydał mi się w sumie prezentować dość podobną sygnaturę brzmienia co Grado - to Grado, które mi powoli zaczyna się nudzić, a czasem wręcz drażnić swoją nachalnością, "uszczęśliwianiem na siłę", nadmiarem słodyczy...
Tak więc, całkiem prawdopodobne, że za jakiś czas zanabędę T1 (znając siebie i swoje możliwości finansowe, raczej później niż prędzej). Wówczas pozostanie kwestia wzmacniacza. Wolałbym nie przekroczyć 2000. W tej chwili mam wytypowane do ew. testów: Matrix m-stage, Black Pearl, Graham Slee Solo. Może coś od razu odrzucić, coś dodać? Słuchałem ich na Heed - ten sprzęt za bardzo upodobnił T1 do HE-500, dość sztucznie nasycając bodaj całe pasmo. Dla mnie priorytetem jest separacja, gładkość przy zachowaniu konturów, scena bardziej w kierunku głębi niż na boki.
Tak w ogóle ciekaw jestem, jak brzmią wygrzane. Szanowni posiadacze, czy słuchawki te bardzo zmieniają swoje granie przez początkowy okres?