Bethoven, który doprowadza mnie do rozpaczy to geniusz. Po co walić siekierami.
Tych kompozytorów zweryfikowały wieki. Nie pójdę pod Filharmonię z transparentem - "Mahler to wacek" - choć oczywiście uważam, że byłoby to dopuszczalne w roku, np.1907.
Beatlesów również można kochać lub nienawidzieć, ale tego co wnieśli do muzyki popularnej nie sposób oszacować.
Czas weryfikuje świetnie. Może ktoś pokusi się o zbadanie stanu muzyki polskiej (szeroko rozumianej) po 1945 roku?
Co zostało? I co przetrwa? Proponuję offtopowy ranking.
1/ Czesław Niemen
2/ Dżem
3/Kazik
4/Violetta Villas
5/Cerwone Gitary
Te zestawienie, to nie jaja, tylko muzyka szeroko rozumiana, dla plebsu i dla inteligencji. Np. uważam, że nie przetrwają w narodowej świadomości utwory Pendereckiego, ani Jacka Kaczmarskiego.