Wspomniałeś Grzesia - nieźle go poznałem, u progu kariery, w Warszawie, w domu Andrzeja Ludewa (to Andrzej, wymyślił barwy i logo Republiki), był wtedy taki "nieopierzony" - ale miał kapitalne pomysły i zachowywał się zupełnie inaczej niż "idol".
Przyjechał wtedy dopiero z Torunia, nawet parę razy u mnie nocował. Wspaniały facet i genialny kompozytor - malo kto wie, że zrobił również dużo muzyki do filmów (niemieckich!).
Ja jeździłem wtedy jako techniczny. O ironio, spotkaliśmy się 3 dni przed jego śmiercią, było zimno, chyba grudzień czy styczeń.
.Mieszkał wtedy już nie z Gośką Potocką tylko z taką fasjną małolatą w bloku na Zaciszu. Miałem wtedy sklep zoologiczny i dostarczałem towar door to door. A tu Grzesiek! - posiedzieliśmy, pogadaliśmy o starych Polakach.
Piękne dwupoziomowe mieszkanie wypełnione ładnymi przedmiotami. Jego żona z małym dzieckiem. Nie pamiętam już ale napewno było na dole pianino czy fortepian. Miła atmosfera - właśnie nie miał w sobie tej "wielkośći" - czułem się świetnie, pytałem, co robi, o projekty, rozgadał się, może dlatego, że wiedział że nie jestem z branży.
Tak jak dzisiaj myślę to Krzywański czy Biolik nie zaistnieli by wtedy bez Niego.
Nigdy nie byłem fanem Republiki, nie lubię brzmień nowofalowych tak pięknie wykreowanych wtedy w naszych głowach przez Tomka Beksińskiego. Ale wtedy Go podziwiałem. Nawet miałem tę biało-czarną płytę na winylu ze wszystkimi podpisami i osobistą dedykacją. Dzisiaj majątek.
Lata osiemdziesiąte - oprócz Grzesia poznałem wtedy Korę i Panasewicza, Borysewicza i Wojtka Łuczaj-Pogorzelskiego.
Z tym ostatnim wypiłem morze alkoholu, był moim sąsiadem. W latach dziewięćdziesiątych funkcjonowała w zlewisku Szustra i Puławskiej taka świetna knajpa. Nazywała się Belgijka, bo faktycznie była na Belgijskiej. O trzeciej w nocy można było się nawalić na kredyt. I taki moment - na estrdę (3x3) wchodzi Wojtek Łuczaj i zaczyna grać na rozstrojonej gitarze, porzyczonej od kucharza bluesy Steviego Ray Vaughana.
Jakież to były piękne czasy!
Ależ się zrobiłem sentymentalną cipą.
Ale jak chcecie, to napiszę więcej. To taka forma autoerotyzmu.