Według mnie kompozytor, jeśli się porywa na jakieś zmyślne zabiegi estetyczne dalekie od ogólnie przyjętego kanonu piękna i kunsztu, powinien choć raz w życiu pokazać, że potrafi komponować "normalnie". Weźmy takiego Pablo Picasso. Facet potrafił namalować klasyczny, realistyczny, odtwórczy w sensie wizualnym, portret kobiety, co w moim odczuciu dało mu legitymację do tworzenia "bochomazów" i wystawiania ich jako sztuki. Ja też mógłbym coś takiego nabazgrać, w podobnym stylu, ale swoje hochsztaplerstwo pokazałbym na egzaminie z malarstwa klasycznego. To samo odnoszę do kompozytorów muzyki. Na "kakofonię" może sobie pozwalać kompozytor o uznanych zdolnościach kompozytorskich. Inaczej wchodzimy na obszar reguły "śpiewać każdy może". Tyle że według mnie nie każdy powinien. ;) Ja ze znanych mi kompozytorów mógłbym od razu powiedzieć, czyją twórczość uważam za genialną, jedyną, unikalną i niepowtarzalną, a czyja wydaje mi się zbyt naśladowcza, pospolita, nieautentyczna, tendencyjna, w mniejszym lub większym stopniu tandetna. Mozart niewątpliwie był geniuszem, jego kompozycje brzmią pięknie i logicznie jednocześnie, i to w najwyższym stopniu. To samo mógłbym powiedzieć o Chopinie, a na pewno nie powiedziałbym o Beethovenie, Brahmsie, Mahlerze, Haydnie i nie wiem kim jeszcze, pewnie np. Wagnerze. Za geniusza też uważam Prokofiewa, jego to chyba nikt nawet nie próbował naśladować, ale ja za mało obeznany w klasyce jestem, więc nie wiem.
W minionych wiekach też byli kompozytorzy lepsi i gorsi, tak jak to mamy teraz. Mniej lub bardziej utalentowani, a niejednokrotnie bardziej koniunkturalni niż zdolni, albo wystarczająco zdolni, żeby ze swoim koniunkturalizmem iść lekką stopą przez dworskie życie. Tak mi się np. kojarzy Haydn. Muzyka rozrywkowo poprawna, czasem rubaszna, ale nigdy nie genialna, nieszczególnie skomplikowana. Gdzie mu tam do Mozarta, Chopina, Griega, Czajkowskiego czy Prokofiewa? I to samo będzie z muzykami, słychać poprawność, albo słychać geniusz.
Na kanwie obecnej muzyki rozrywkowej sytuacja jest dosyć analogiczna. Jest sporo kapel, które szarpią druty przesterowanych skrajnie gitar w pośpiechu i gniewie, ale z kompozycji to ja nawet nie bardzo wiem, czy to wymaga czegoś więcej niż dwóch sprawnych dłoni? Niech ten czy ów zagra coś "klasycznego". Często taka kapela się broni zamieszczając na płycie melodyjną balladę albo sięgając po uznany utwór jako temat covera. Przykładowo taki Korn. Ja nie wiem, czy ich styl grania wymaga wielkiej maestrii, ale przynajmniej usłyszałem jak ich gitarzysta poprawnie 1:1 odegrał solówkę Another brick in the wall Pink Floyd, a wiem, że bywa to problemem dla gitarzystów z aspiracjami estradowymi.
Zostaje kwestia uznania i podobania się. Jak się podoba, to nie wnikam, jak mi się nie podoba, to może budzić mój szacunek, albo nie, a warunki spełnienia tego wymogu wyłuszczyłem powyżej. Jeśli mi się nie podoba, ani nie widzę żadnego wysiłku czy też artyzmu w dziele, to żadna teoria pierwotna lub dorabiana do dzieła jemu nie pomoże. Jak mi się utwor nie podoba, to znaczy, że pomysł na taką estetykę też mi się nie podoba. Czyli, jak mi się nie podoba, bo jest monotonne, to też nie podoba mi się, że artysta chciał, żeby było monotonne. EOT.