Stax SR-009 + Stax SRM-717
Jak już wiecie, posłuchałem owego zestawu używając dwóch różnych par kabli i dzielonego odtwarzacza SACD Accuphase DP-900/DC-901. Czasu było mało na totalny rozbiór techniczny brzmienia słuchawek, ale wystarczająco z luzem na określenie swojego stosunku emocjonalnego do Staxa SR-009. Wypowiedź nie będzie zbytnio uporządkowana z racji ograniczonego czasu wtedy i teraz, ale przynajmniej odda ducha testu, jaki się odbył na mojej głowie i uszach.
Otóż zabrałem ze sobą minimalistyczną wersję swojego systemu złożoną z pewnego odtwarzacza dysków, w którym ruszane było chyba wszystko, co ma sens dotknąć lutownicą lub pincetą, wzmacniacza Black Pearl bez dodatków typu np. srebrne przewody w środku, ale z zasilaniem bateryjnym, bo jest mobilne i łatwe w instalacji na miejscu odsłuchu. Słuchawki to oczywiście nieśmiertelne Grado PS1000 wzmocnione na wszelkie sposoby, żeby pozostawać jednym ciałem fizycznym trzymającym raz zadane ustawienia mechaniczne.
No i właściwie zrobiłem źle, gdyż na miejscu okazało się, że Staxa SR-009 lepiej się słucha saute, bez szybkich odniesień do systemu, który ze wszystkim sobie radzi co najmniej nieźle, a przy tym nie wspiera się aż tak własnymi wtrąceniami estetycznymi. Z punktu widzenia bezpieczeństwa portfela uczyniłem jednak dobrze, choć na ślepą miłość bez oglądania się na resztę słuchawkowego kwiatu i tak nie byłoby szans.
Przejdźmy zatem do konkretów, jak ongiś mawiał jeden z współsprawców powstania tworu nazwanego Platformą Obywatelską.
Balans tonalny - jest dobrze. Jakby było więcej basu, też by było na pewno nie gorzej, jeśli nieprzesadnie więcej. Słuchawki nie są jasne ani ostre, a jak je zmusić np. doborem okablowania między źródłem, a wzmacniaczem, to i mogą być nawet lekko śmietankowe i aksamitne. W ciemność nie popadają, można na nich natomiast wymusić klimatycznie umiarkowaną dozę oświetlenia aury, i nie będzie to żar i słodycz kominka, a raczej łuna mocno ściemnionej żarówki. Z teksturą dźwięków radzą sobie nieźle, ale to jest bardziej dokładny rysunek tekstury niż sama tekstura. Do tego zachowuje się ona nieco bardziej kosmopolitycznie niż by to wynikało z lokalizacji dźwięków, a to znowu bierze się ze sposobu rysowania instrumentów i głosów. Grado PS1000 tworzy bryły przestrzenne, z fakturą odbieraną jako zewnętrzna warstwa ciał muzycznych wypełnionych smakowo-zapachową treścią. Tymczasem SR-009 charakteryzują się jednocześnie prezentacyjnym polimorfizmem i spłaszczeniem składających się na tę złożoność konstrukcyjną całości form. Otóż wyobraźmy sobie, że zamiast surykatki o głosie Borysa Szyca mamy płaską makietę tegoż zwierza, oświetloną ze spot lighta i stojącą przy ścianie. Tak więc dobrze oddane barwowo, temperaturowo, ogólnie obrazowo zdjęcie dźwięku ma nieodłącznego towarzysza w postaci podwojonej motoryki dźwięku. Głosom i instrumentom towarzyszy przydźwięk, który raz "wzbogaca" brzmienie o akompaniament, a innym razem swoją prostotą harmoniczną przygłusza naturalną złożoność przekazu.
Weźmy fortepian, z dobrze zrealizowanej płyty, zresztą podsuniętej przez pracownika Nautilusa, i owszem, słucha się fajnie, barwa dobitnie wybrzmiewa, przestrzeń dzięki mocnemu pogłosowi rozpościera się i niesie wszerz i wzwyż imponująco, ale jest w tym wszystkim pewna jałowość i syntetyzm. Biorę Grado i słucham tego samego nagrania. Po pierwsze perspektywa się pojawiła, nie ma budowania Panoramy Racławickiej, a jest naturalne malenie planów wraz z odległością. Po drugie, wyraźnie słychać, że młoteczki fortepianu są obite filcem, a nie jest to pukanie patykiem w struny. Echo fortepianu lub pianina, zwłaszcza słuchanego z bliska, co zdarzało mi się w życiu, zawiera pewien szumek i pogłos, a nie tylko dudnienie podstawowych harmonicznych. Stax próbuje wcisnąć właśnie coś takiego. Nie kupuję tego.
Wokale damskie - tu sytuacja jest odwrotna. Stax wypadł bardziej kremowo, mniej precyzyjnie i konturowo niż PS1000, na których można dzięki tej prezentacyjnej czystości wsłuchać się w polifonię i zafalowania dźwięków wynikających z jednoczesnego śpiewu na trzy głosu, ale nie w czystym unisonie. SR-009 przestrzeń na rewerberację wynikającą także z faktu nagrania dokonanego w obiekcie o wyraźnym pogłosie, zapełniły sobie zamszem. No i fajnie, że dźwięk wyszedł taki mechaty, tylko że ja te panie słyszałem i to z dwóch różnych perspektyw na koncercie w kościele i z bliska, bez wspomagania nagłośnieniem, i pamiętam cechy charakterystyczne tego dźwięku. Przede wszystkim lira brzmi zadziorniej i bardziej punktowo niż to, co chcą przekazać Staxy. Energia i pazur bierze się nie tylko z konturu dźwięku, ale i z jego masy wspierającej ten kontur i tutaj wraca w sumie sedno. SR-009 grają tylko zewnętrzną częścią dźwięków, bez wchodzenia w holografię i nadawania im ciężaru. Dźwięk nie jest jednoznacznie lekki głównie przez dodawany pogłos, ale tenże jak dla mnie jest za mało stowarzyszony z dźwiękami, od których pochodzi. Wychodzi z tego paradoks polegający na tym, że średnia gęstość muzyki mieści się w szeroko pojętej normie, natomiast dźwięki traktowane indywidualnie są głównie swoim zewnętrznym obrazem, makietą z naniesionym wysokiej jakości zdjęciem.
Czytałem utyskiwania na nadmierną górę pasma SR-009. Dla mnie było w porządku. W ogóle równowaga tonalna i paleta barw nie budzi żadnych moich zastrzeżeń. Ani szarzyzny, ani słodzenia. Natomiast zastrzeżenia i to spore mam, co wyartykułowałem powyżej, do ram skompresowanych ram przestrzennych dźwięku i wspomagania się pogłosem o największej sile rażenia w dolnych partiach średnich tonów.
W ogólnym rankingu produktów Stax wyżej od SR-009 postawiłbym wcześniejsze i późniejsze wydania SR-007 MkI. Te starsze są uniwersalne i neutralne, a te nowsze słodkie i z ciekawym basem grającym przede wszystkim swoim dolnym zakresem. W obu przypadkach mamy do czynienia z przyjemnością. W przypadku SR-009 sprawa jest trochę podobna jak z SR-007 MkII i ich lekko przesadzonym basem i niepotrzebnie cofniętą średnicą. Pytanie się rodzi w obydwu przypadkach - a po co to?
Ranking bardziej ogólny. Jak pomyślę o Sennheiserach HE90, to mi się przypomina Gołas w roli przyuczanego do zawodu hydraulika. On by powiedział tym SR-009 gdzie mogą skoczyć Orfeuszowi, oczywiście wężykiem. HE90 brzmią równiej, ładniej, i nie wspomagają się mało wyszukanymi efektami specjalnymi. Nie mam na świeżo porównania do HD800 lub Beyerdynamiców T1, ale tutaj rozstrzygająca jest cena. Nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że z tych modeli można wycisnąć bardziej przekonujący dźwięk. To tak na podstawie ostatnich moich wspomnień. O AKG K1000 nie ma co w ogóle pisać. Jeżeli holografia SR-009 wyraźnie kulała w stosunku do Grado PS1000, to te ostatnie kuleją właśnie w kwestii przestrzenności dźwięków i w ten sam sposób, względem AKG. Tutaj mamy hologramy jak w topowych systemach kolumnowych. Do tego energia jest stricte stowarzyszona z odtwarzanymi instrumentami, a nie przepompowana do jednego wielkiego zbiornika z napisem "pogłos".
Z mojego osobistego punktu widzenia - do poziomu dobrze napędzonych Ultrasone Edition 10, Grado PS1000 lub AKG K1000 jest kawałek, a w sensie audiofilskim - daleko. Tak mi się nawet skojarzyło przy pierwszym założeniu na głowę Staxów SR-009, że można coś podobnego behawioralnie, tylko mnie bardziej odpowiadającego tonalnie uzyskać na Audeze LCD-2. Jedno zastrzeżenie - te ostatnie nie nadają się do klasyki, szczególnie dużych składów. Pojedyncze instrumenty mogą być ciekawe. Na Staxach klasyka wchodzi.
Inne - słuchawki zasysają w uszy, a membrany w nich strzelają, jakby ktoś miął celuloid. Wygoda i wykonanie pierwsza klasa poza tym. Na żywo wydają się mniejsze niż na zdjęciach. Efekt odwrotny niż z Ultrasone Edition 10. One mają naprawdę spore muszle.
Podziękowania dla kadry krakowskiego Nautilusa za przygotowanie i udostępnienie sprzętu grającego oraz pomieszczenia, dla Piotra Ryki za możliwość posłuchania w powyższych okolicznościach.