@Piotr Ryka,
>>Pierwsza rzecz, to znamienny fakt, że w obronie kobiet nie wystąpiła żadna kobieta. Nie ma ich tu. Nie interesują się.
Zgadza się, hobby to domena mężczyzn. Może z wyjątkiem seriali, ciuchów i łażenia po sklepach ;) Obie strony mają swoje dziwactwa więc (teoretycznie) nie powinno być wojny o kasę. Poza tym nie wyobrażam sobie kłótni z żoną o wyższość Grado nad Denonami ;)
>>Co do ich wyzysku przez samców na przestrzeni dziejów. Proste pytanie. Czy gdyby były bardziej inteligentne, dałyby się wyzyskiwać?
Nie zgadzam się. Inteligentne narody i państwa nieraz cierpiały wyzysk lub były pod okupacją tych silniejszych ale niekoniecznie rozumniejszych. Niejeden inteligent został też obrabowany przez zwykłego bandziora.
>>Jakie jest genetyczne podłoże tego społecznego wyzysku? Jeżeli sama brutalna siła, to dlaczego nie ludzie są niszczeni przez słonie, tylko odwrotnie, a garstka konkwistadorów podbiła miliony Indian. Ja wiem - brutalizuję i upraszczam, ale w porównaniu z moimi uproszczeniami to o kobietach jako ofiarach wyzysku jest monstrualnej wielkości. Panowie, nie bądźcie śmieszni. Na przestrzeni dziejów miliony kobiet miały niezmierzone hektary wolnego czasu, a żadna nie napisała dzieła filozoficznego godnego uwagi.
Wnioskuję, że inteligencja ma być tym czynnikiem, który stanowi o wyższości mężczyzn, najlepiej białej rasy nad
pozostałymi gatunkami z kobietami włącznie. Dlatego umieściliśmy Indian i słonie w rezerwatach, pożeraczom wielorybów spuściliśmy na głowy dwie bomby atomowe (cywilnym - nie wojskowym i to mimo, że ich rząd chciał rozmawiać o kapitulacji) oraz zrobiliśmy "porządek" w Wietnamie i Korei przy pomocy napalmu i środka chemicznego o smakowitej nazwie Agent Orange. W Afganistanie walczymy o prawa człowieka od końca lat 70-tych. Murzynom dla ich własnego komfortu i bezpieczeństwa największa demokracja świata do niedawna fundowała osobne toalety i miejsca w środkach transportu zupełnie jak przesympatyczni naziści Żydom. Wszystko to bez użycia przemocy i za zgodą zainteresowanych.
Z tym wolnym czasem to bym też nie przesadzał bo kobiety zawsze miały dużo obowiązków, szczególnie kiedy mężczyźni bawili się w pokojowe szerzenie demokracji wśród dzikich barbarzyńców. Nawet jeśli któraś coś wymyśliła to nikt (z innymi kobietami włącznie) nie chciał jej słuchać, bo baba od rodzenia i wychowywania dzieci jest i basta ! Wszystko inne to fanaberie zakompleksionego podgatunku.
>>Deficyt kobiet w muzyce, nauce a nawet literaturze był i bywa przedmiotem wielu analiz. Ale tego się nie nagłaśnia, to jest teras passe. Mamy powszechnie obowiązującą wykładnię i sprawa rozwiązana. Kobiety były wyzyskiwane. Ciekawe kto wyzyskiwał murzynów zanim w czarnej Afryce pojawili się biali i dlaczego Indianie amerykańscy mieli tak prymitywną kulturę, bo samo stawianie kamieni jednego na drugim to trochę mało. Oni nawet nie wynaleźli rolnictwa i dlatego ich miasta upadały. Ale wszystko to, to są teraz tematy tabu. Obowiązuje powszechna równość. W ramach tej równości kobiety uprawiają boks i okładają się pięściami po biustach. Samo to jest już dowodem głupoty. Tak nawiasem, nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale sport w wydaniu kobiet jest zupełnie bez sensu, bo kobieta jest tym lepszym sportowcem, im bardziej upodobni się do mężczyzny. Są oczywiście dyscypliny-wyjątki, ale mówię ogólnie.
W ramach tej powszechnej równości kobiety mają teraz parytety na stanowiskach naukowych w amerykańskich uniwersytetach. Rektor Harvardu nie zdzierżył i kilka lat temu na inaugurację roku akademickiego wypalił, iż powoduje to spadek poziomu intelektualnego uczelni. (Najlepszy uniwersytet na świecie według rankingów.) No i jak myślicie, czym się to dla niego skończyło? (Oczywiście w ramach wolności słowa, swobody badań i wszystkich takich najwyższych wartości, którym teraz w najwyższym stopniu hołdujemy.)
Ci prymitywni indianie są prymitywni z dzisiejszego punktu widzenia. Wtedy były to jedne z najbardziej rozwiniętych cywilizacji świata. Wtedy, tzn w czasach, kiedy w Europie ziemia była jeszcze płaska a na stosach palono czarownice (czarowników jakoś rzadziej). Wynalezienie rolnictwa być może nie było im specjalnie potrzebne, bo mieli pod dostatkiem, tego co dało się upolować i pozbierać w lasach. Poza tym uprawy nie były im wcale obce, tyle, że na mniejszą skalę. My z kilkoma tysiącami lat tradycji agrarnej mamy obecnie żywność bez smaku za to z całą tablicą Mendelejewa w środku i co drugim dzieckiem chorym na alergię. No ale głodni nie chodzimy spać ! Nie ma co - postęp jak cholera, Egon.
Boks w wydaniu żeńskim też mi się nie podoba, tak samo jak wszelkie parytety. To przeginanie pały w drugą stronę. Tu jednak pojawia się pytanie - skoro (my mężczyźni) jesteśmy tacy inteligentni to dlaczego do tego dopuszczamy ? Czy nie powinniśmy trzymać krótko za mordę tych, co się wychylają z takimi pomysłami ?
>>Co do przeżywania muzyki przez kobiety. Oczywiście, potrafią ją przeżywać. Oczywiście, niektóre potrafią nawet komponować, choć nie przypominam sobie żadnego sławnego przeboju, ani żadnej wybitnej symfonii skomponowanej przez kobietę. Czy Szostakowicz była kobietą?
Ale kiedy podejdziemy do sprawy statystycznie, okaże się, że przeciętna pianistka kładzie w większym stopniu nacisk na pilność niż na przeżywanie dzieła. Dlatego mamy do czynienia z masą nijakich duchowo a poprawnych technicznie wykonań. Oczywiście, połączenie aspektu duchowego z perfekcją techniczną to wielka rzadkość i dlatego tacy pianiści jak Arturo Benedetti Michelangeli albo Glenn Gould nie zdarzają się często.
Jeśli chodzi o wokalistykę, to moim zdaniem w muzyce jazzowej i popowej obecnie jest wśród kobiet o wiele więcej talentów niż wśród mężczyzn. Natomiast instrumentalnie czy kompozycyjnie nadal są w mniejszości, to prawda. Z przeżywaniem muzyki przez kobiety byłbym ostrożny. Być może nie skomponowały wielkich przebojów jednak wykonawczo potrafią zawstydzić niejednego faceta. Do tego potrzeba dużej wrażliwości, nie sądzisz ?
Odsyłam do artykułu - Kobiety w muzyce:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kobiety_w_muzycelub bardziej obszernych opracowań w jęz angielskim z podziałem na kategorie:
http://en.wikipedia.org/wiki/Category:Women_in_music>>Co do kwestii najlepszej interpretacji. Nie sądzę, by było coś takiego. Wprawdzie u Platona i Arystotelesa spotykamy koncepcję najdoskonalszej z możliwych form, ale w przypadku dzieła muzycznego nie wydaje mi się to możliwe ani potrzebne, aczkolwiek kiedy słucham interpretacji symfonii Beethovena przez Furtwanglera, zaczynam mieć wątpliwości. W każdym razie Chopin zazdrościł Lisztowi kunsztu technicznego i tu nie musicie się zastanawiać, czy własne interpretacje cenił najbardziej.
Koncepcje to jedno, praktyka drugie. Strona techniczna wykonania jest bardzo ważna ale sama wirtuozeria nie wystarczy. Popisy są dobre w cyrku ale na estradzie trzeba mieć to niedefiniowalne coś, co sprawia, że dreszcze przechodzą nam po plecach. I nie mówię tu wcale o szalonych tempach jak u Paganiniego czy monumentalnych orkiestrowych tutti (w wydaniu forte fortissimo) jak u Wagnera. Dlatego też muzyki Chopina w dobrym wykonaniu słucham z przyjemnością a Liszta prawie wcale, choć bez wątpienia muzykiem był bardziej wszechstronnym. Chopin - lebiega - nawet własnych koncertów fortepianowych porządnie zorkiestrować nie potrafił :)
>>Co do mięsa, to zabijanie żywych istot celem ich spożycia jest naszym tragicznym przeznaczeniem. Ale fakt, że Japończycy pałkami mordują co roku tysiące delfinów, zaganiając je wcześniej kutrami w krąg śmierci, gdzie się w szale przerażenia kotłują, to w dzisiejszych, wolnych od głodu, czasach wyraz skrajnej bezduszności i braku empatii. Dla mnie nie różni się to zbytnio od kanibalizmu.
Nie przeznaczeniem a raczej przyzwyczajeniem. Można bez tego żyć a chodzące dowody mamy zarówno w świecie ludzi jak i zwierząt. Mięsożerców jest siłą rzeczy mniej niż ich ofiar. Gdyby było inaczej, to gatunki zżarłyby się na wzajem w bardzo krótkim czasie.
Nie rozumiem dlaczego mordowanie delfinów miałoby być czymś gorszym od hodowli kurczaków w ciasnych klatkach tylko po to, żeby je po kilku tygodniach (humanitarnie ?) zakatrupić prądem z głową zanurzoną w wodzie ***. Fajne życie i piękny zgon - nie ma co. Chyba jednak wolałbym być na miejscu delfina, przynajmniej miałbym szansę zakosztować trochę wolności przed śmiercią. Żeby nie było wątpliwości - nie krytykuję ludzi (ani tym bardziej zwierząt) jedzących mięso, zwłaszcza, że sam je spożywałem przez ponad 30 lat. Zanim jednak zaczniemy wytykać innym ich barbarzyństwo czy wręcz kanibalizm radzę spojrzeć na własne podwórko.
A najlepiej wybrać się na wycieczkę do rzeźni.
***Zainteresowanych odsyłam do artykułu z Wyborczej:
http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34308,2668484.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f2562e86d7434d8&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=19&width=120