"Gdy zaś chodzi o kobiety i ich rolę w muzyce, a także w nauce, to bijący po oczach deficyt wydaje się wstrząsający. I nie opowiadajmy sobie bajek o zmywaniu naczyń. Beethoven miał ciężkie dzieciństwo, a ojciec Mozarta szkolił tak samo jego siostrę. W muzyce nie zaistniała żadna kobieta."
Piotrze, przyznac musze, ze niektore Twoje wnioski, albo cytaty (Wikipedia), wygladaja zgola ekstremalnie. Az sie nie moge powstrzymac od zajecia stanowiska.
Chlopaki slusznie pisza o uwarunkowaniach historycznych, obyczajowych i spolecznych na przestrzeni wiekow. Jesli nie brac tego pod uwage, wnioski faktycznie mozna by wysnuć takie: baby sa jalowe intelektualnie i pozbawione inwencji tworczej a co najistotniejsze... lzejsze fizycznie - zwlaszcza w partiach mózgowych... :))
Ło matko...
Chyba najrozsadniejsze bylo w tym wszystkim spostrzezenie, iz jedynie wzrokowo jestesmy w stanie skorelowac gre i interpretacje utworu z plcia wykonawcy. Cala reszta to "ideologia", szafowanie teoriami wynikajacymi z pogladow.
Plec, rasa, wiek... Jakie to wszystko ma znaczenie ? Licze sie ja - czyli odbiorca... i muzyka..., ktora zaserwuje mi wykonawca. A jesli zamkne oczy, nie bedzie wykonawcy, zostana dzwieki.
Od Clary Schumann, przez Nadie Boulanger - postac niemalze kultowa, kompozytorke, dyrygent i wybitną pedagog -, do Sofii Gubajduliny i naszej Grażyny Bacewicz. Tyle z pamieci, pewnie mozna by wymyslic wiecej. Malo ? Jasne, ze malo. Ale ja nie chce sie licytywowac, bo mnie to nie interesuje... Ja kocham muzyke i tylko ona sie liczy. "Otoczka" jest bez znaczenia.
"W muzyce nie zaistniala zadna kobieta" ?
Piotrze, to jest twierdzenie tylez prowokacyjne co nieprawdziwe.
Niedoceniana i nieznana tworczosc Grazyny Bacewicz jest dla mnie prawdziwym odkryciem. Simfonietta, Symfonia na orkiestre smyczkowa, Koncert na orkiestre smyczkowa, Divertimento. Trudno mi sie od tych rzeczy oderwac. Cudownie swieza, pelna wigoru i emocji neoklasyczna muzyka. Ja sie zakochalem. Polecam goraco.
A Bacewicz to jedna z najwybitniejszych postaci polskiej muzyki. To tak samo oczywiste jak fakt, iz byla kobieta...
Jestem po lekturze ksiazki Romana Jasińskiego "Zmierzch starego swiata". Wieloletni dyrektor muzyczny polskiego radia, niespelniony, przedwojenny pianista, ktory jako wykonawca zawsze byl pozytywnie oceniany przez krytyke, jednak nie czul w sobie sily, odpowiedniego potencjalu by zaistniec jako profesjonalny pianista. Talent, inteligencja, "rozumienie" i "czucie" muzyki - to wszystko za malo by zostac pianista. Zabraklo mu pamieci, wytrwalosci, pracowitosci i wiary w siebie.
"Z kolei panie komentatorki pastwiły się nad jakimś Izraelczykiem. Katastrofalny. Akurat mnie się podobał. Miał wyraźne braki techniczne, mylił się, denerwował. Ale to przynajmniej była jakaś interpretacja, jakiś duch w tej muzyce siedział"
Taak, to moze byc chlopak "czujacy" muzyke, ale pianista pewnie z niego bedzie zaden...
Japonka natomiast, byc moze "poglebi" z czasem swoja interpretacje, ale juz dzis jest pianistka (!), posiadajaca technike, sprawnosc i pewnosc siebie. Cechy, bez ktorych zaistniec w tym zawodzie nie spoosb.