CD...wrażeń z meetingu słuchawkowego
2. Grado GS1000 ex aequo Pioneer Monitor 10
Te hi-endowe osobliwości świata słuchawkowego stanowią podręcznikowe przykłady tego, jak odmiennie mogą brzmieć słuchawki i jednocześnie uchodzić w oczach wielu osób za referencję. Wynika stąd, że nie ma jednoznacznego wzorca owej "referencji".
Zacznijmy od Grado. GS1000 to obecny szczyt w ofercie nowojorczyków, zatem warto przytoczyć kilka spostrzeżeń w kwestii wykonania. Poprzednio przez jakiś czas miałem do czynienia ze spartańskimi RS-1 i muszę przyznać, że Grado poprawiło jakość wyrobu. Nadal jest to co prawda przysłowiowy garaż, ale nie mamy wrażenia, iż producent za chwilę zrobi z nami to, co John Cleese z Michaelem Palin w słynnym skeczu Monty Pythona "The Fish-Slapping Dance" (Taniec z policzkowaniem rybami). Tragedii nie ma, muszle wyrzeźbione zostały bardzo precyzyjnie, pałąk jest obszyty dobrej jakości skórą, ale na próżno by szukać perfekcji w jakości wykończenia elementów nośnych kabłąka - pręty, klocuszki wciąż wyglądają jak wytwory wujka Gienia, piwnicznego fanatyka hi-endu. No cóż taki urok tych słuchawek, rzecz gustu. Natomiast bowlsy, choć nie uciskają małżowin ani głowy, są szorstkie w dotyku i na uszach robią o wiele gorsze wrażenie niż pluszowe wykończenie K701 czy DT880, a nawet eko-skórka CAL! Przy czym oddając sprawiedliwość Grado - GS1000 są bardzo wygodne, ekstremalnie lekkie i nieuciskające. Naprawdę duży plus za ergonomię. Inną sprawą jest tymczasem prezencja tych słuchawek na głowie. Rozumiem, że nie jest to meritum owego produktu, ale jeśli ktoś lubi pozować przed żoną/narzeczoną na Teletubisia czy przybysza z Marsa, proszę bardzo - w Grado wyglądamy jak clown udający kosmitę, przy czym planeta kosmity tkwi najpewniej w epoce będącej odpowiednikiem naszego średniowiecza - takie wrażenie robią gustowne drewienka. Ostatnia uwaga - obejmy muszli przecinają kable, Fallow w swoim egzemplarzu zabezpieczył je taśmą, jednak tego typu rzeczy przy cenie słuchawek są karygodne.
Brzmienie. Mam twardy orzech do zgryzienia, bowiem nie jestem fanem firmowego dźwięku Grado, a chciałbym być obiektywny. Postaram się więc napisać intersubiektywnie to, co słychać w tych słuchawkach. Otóż wyobraźmy sobie obraz, którego barwy oddają atmosferę przedstawionego nań na w pół mrocznego gabinetu, z gęstym dymem fajki w powietrzu, przykurzonym licznym, wielobarwnym księgozbiorem na półkach biblioteczki, świecą tlącą się w kącie, przydającą mu atmosfery intymności, pluszowej nastrojowości. Taki właśnie obraz z różną intensywnością będą starały się nam przekazać różne słuchawki klasy hi-end, np. K701, DT880, a nawet nieco mniej przekonywające przestrzennie HD650.W przypadku AKG woń fajki będzie intensywna, a barwy ciemne, złagodzone, czerwień przejdzie w przyblakłą purpurę, a zieleń zyska pastelowy odcień, DT-ki tymczasem oczarują nas ilością światła, jakiej dostarcza paląca się świeca, barwy będą żywsze, świeższe, dym lżejszy, nieco podobnie będzie w HD650. Tymczasem Grado miast pokoju ukażą nam jego szkic. Wrażenie jest takie jakbyśmy oglądali go w trybie wysokiego kontrastu w systemie Windows. Tak jak to rozwiązanie Microsoftu służy niedowidzącym, tak Grado ….No dobrze nie będę aż tak zgryźliwy. Niemniej jednak GS1000 faktycznie rysują obraz cienką, ostrą kreską, barwy są na tyle żywe, że gdy podkręciłem kiedyś kontrast niemal na maksimum w moim starym TV Sony, to jeszcze trochę brakowało do brzmienia GS1000. Niestety tak te słuchawki odbieram. Ostrość, żywiołowość to ich konstytutywne cechy. Gęsty, aksamitny, muzyczny sos, jaki konsumujemy np. na CAL! albo K701 to ich przeciwieństwo. Grado to swoisty Red Bull wśród słuchawek. Wszystko jest energiczne, raptowne, dosadne. Dla amatorów takiego grania, nie ma chyba lepszych słuchawek. Przestrzeń jest za to bardzo pokaźna, głównie dzięki ekspozycji góry i odchudzeniu dźwięku, odarcia instrumentów z ich aury, pozostawiając bardzo wyrazisty szkielet. Średnica nie jest na szczęście podbita jak w pobratymcach z serii RS, zwłaszcza górna. Odbieram to z dużą ulgą, gdyż mógłbym już nawet tych słuchawek używać na co dzień, czego z pewnością nie mogłem powiedzieć o RS-1. Brak trochę wypełnienia dolnej średnicy i akcentu na basie. Jest on, jak zresztą wszystko w tych słuchawkach, maksymalnie konturowy, wypełnienie jest symboliczne.
Ku mojemu wielkiemu zdumieniu, muszę również donieść, że eksperymentując na meetingu z różnymi źródłami, wzmacniaczami, kablami udało nam się w pewnej konfiguracji (niestety nie pomny jestem w jakiej – pamiętam tylko, że Majkel dokonał tego epokowego odkrycia) przekształcić Grado…w „normalne słuchawki”. Z wypełnieniem, gęstym sosem, majonezem, czy co, kto tam jeszcze woli. Grały znacznie muzykalniej, cieplej, o lata świetlne przyjemniej, ze złagodzoną górą, z tą charakterystyczną np. dla K701 czy CAL! atmosferą na średnicy. Tak więc, jeśli ktoś chce przemienić Grado w nie-grado, zachowując ich fenomenalną przestrzenność wystarczy pokombinować z torem.
Reasumując należy zaakcentować pozytywne walory tych słuchawek: wyśmienity timing, dynamikę, żywość, niezwykłą przestrzeń. Minusy wypunktowałem nader skrupulatnie powyżej, ale przypomnę: stereotypowo audiofilski, konturowy dźwięk bez aury, wypełnienia i naturalnej gęstości, bez której – przynajmniej dla mnie – muzyka jest niekompletna.
CDN
Rollo