Właśnie wróciłem z koncertu Michela Donato Quintet (tak, to ten kontrabasista od śp. Oscara Petersona) w klubie Pokład w Gdyni. Piotr Wojtasik - trąbka, Francois Theberge - sax, Michael Felberbaum - gitara i Karl Jannuska - perkusja. Grali naprawdę całkiem, całkiem przyzwoicie! Zrani i feelingiem.
Ale nie o grze quintetu chciałbym pisać, a nagłośnieniu. A w zasadzie jego braku. Bo tylko kontrabasista i gitarzysta byli zaopatrzeni w piecyki, a reszta zespołu grała "w powietrze". I co za rewelacyjny dźwięk z tego wyrastał! Nagrania np. Chesky\'go naprawdę byłyby zdeklasowane. Muzycy: Wojtasik i Theberge przemieszczali się po scenie z instrumentami w trakcie koncertu, grali z dystansu, tyłem, w półobrotach ... i to wszystko było słychać! Bawili się wprost lokalizacją instrumentów na scenie i widać było, że mają w tym bardzo duże doświadczenie.
Po co o tym piszę? Ano po to, że widać na tym przykładzie, że instrumenty "na żywo" pozbawione sztucznej, bądź co bądź, amplifikacji i nagłośnienia brzmią o wiele korzystniej, bardziej namacalnie. Gdyby saksofon i trąbka grała do mikrofonu to powstałaby prawdopodobnie jak zwykle jakaś "plama" w przestrzeni, a nie silnie zlokalizowane żródła, holograficzne można rzec.
Jeżeli Michel Donato Quintet pojawi się w Waszym mieście na koncercie - idźcie koniecznie. Świetna szkoła dla umęczonych uszu audiofila.
Dźwięk "na żywo" jest prawdziwy!
:-)